EPIZOD 1. Pilna potrzeba obserwacji.

         Kuno von Burczybrzuch szedł szybkim krokiem, stukając o bruk zamku w Malborku (przez braci zakonnych zwanym Marienburg). Wyglądał groźnie, powiewając białym płaszczem z czarnym krzyżem. Za nim biegł jego giermek Jan de Piard, łapiąc w locie elementy uzbrojenia swojego pana. 

- Panie, przystań na chwilę, łatwiej będzie mi cię rozebrać ze zbroi – stęknął, zginając się w pół pod ciężarem żelaznej rękawicy.

W objęciach dzierżył już hełm swojego pana z długimi piórami.

- Nie mogę się zatrzymać nawet na uderzenie serca! Przede mną daleka droga – odkrzyknął Kuno.

- Panie, ale jak zdejmiemy w tym biegu nakolanniki i nagolenniki? – sapnął Jan pod ciężarem złapanych właśnie zarękawi.

- Psia krew, nie przewidziałem tego! Muszę się zatrzymać.

- Miło by było, chociaż na chwileczkę.

W tym momencie Jan zderzył się z plecami Kunona i upuścił trzymane w objęciach elementy uzbrojenia. Te upadły na posadzkę zamku z głośnym brzękiem.

- Masz tę swoją chwileczkę – stęknął przez zaciśnięte zęby Kuno, który, mimo iż stał w miejscu cały czas przestępował z nogi na nogę.

Jan rzucił się, by jak najszybciej rozebrać swojego pana ze zbroi.  

- Czemu to tyle trwa?! – wrzasnął na niego Kuno.

- Byłoby szybciej, gdybyś się tak nie wiercił, panie.

- To niemożliwe. Skup się na elementach od pasa w dół… tych bliżej pasa – stęknął Kuno.

Jan jakąś nadludzką siłą, zapewne z pomocą Najjaśniejszej Marii Panny, zdarł z rycerza fartuch.

- Dobrze, gdzie ta wieża?! – krzyknął Kuno.

- Panie, która wieża, tu jest dużo wież?

- Ta, najważniejsza!

- Sanitarna?

- Obserwacyjna!

- To ta sama.

- No właśnie! – twarz Kunona stawała się na przemian blada i czerwona.

- To trzeba dostać się na ganek…

- Gdzie ten ganek?!

- O, to najpierw musimy dostać się na pierwszą kondygnację Zamku Wysokiego i obrać kierunek południowo-wschodni. Tam znajdziemy wejście na ten ganek… ale nie ma się co cieszyć, bo droga nim daleka, wieża jest bowiem poza murami…

- Nie można było dalej umieścić tej wieży?! – Kuno ruszył biegiem we wskazanym kierunku, brzęcząc elementami zbroi, których nie zdążył zdjąć Jan.

- No, kiedy, jak słusznie zauważyłeś panie, służy ona do obserwacji, no i jest to ważny punkt obrony…

- Biegnij szybciej, bo ta zbroja zbyt mnie spowalnia i sprawdź, czy nikt tam teraz nie obserwuje – krzyknął do niego Kuno.

- Dobrze, panie – Jan przyspieszył kroku, aczkolwiek trudno było mu wyprzedzić rycerza. – A, co jest tak ciekawego do obserwacji, że ci tak pilno, panie?

- Litwini mogą atakować.

- E, nie, oni teraz na zimowych leżach, w Trokach.

- Ale mogli się ruszyć.

- Inne komandorie nie donosiły o…

- Lot godowy czyżyka – ryknął rozdzierająco Kuno.

- Co? – Jan zatrzymał się w miejscu.

- Już nieważne. Nie ma tematu – stęknął Kuno zatrzymując się również.

- Najświętsza Mario Panno, co tu tak śmierdzi? – zapytał Jan.

- Grochówka z przydrożnej karczmy. Widać ci wredni Prusowie znowu dodali jakieś przestarzałe mięso.

- Aaa, to już rozumiem, czemu kropierz konia waszej rycerskiej mości ma takie brązowe plamy. No i rozumiem także, czemu wieża sanitarna… to znaczy - obserwacyjna jest tak daleko za murami.

- Tak, chyba po to, by nikt tam nie zdążył. Przypomnij mi Janie, po tym, jak już wezmę kąpiel, żeby umówić się z Wielkim Szatnym Zakonu, by pomyślał nad rozwiązaniem problemu konieczności szybkiego zdejmowania elementów uzbrojenia.