Kuno von Burczybrzuch szedł szybkim krokiem, stukając o bruk zamku w Malborku (przez braci zakonnych zwanym Marienburg). Wyglądał groźnie, powiewając białym płaszczem z czarnym krzyżem. Za nim biegł jego giermek Jan de Piard, łapiąc w locie elementy uzbrojenia swojego pana.
- Panie, przystań na chwilę, łatwiej będzie mi cię rozebrać ze zbroi – stęknął, zginając się w pół pod ciężarem żelaznej rękawicy.
W objęciach dzierżył już hełm swojego pana z długimi piórami.
- Nie mogę się zatrzymać nawet na uderzenie serca! Przede mną daleka droga – odkrzyknął Kuno.
- Panie, ale jak zdejmiemy w tym biegu nakolanniki i nagolenniki? – sapnął Jan pod ciężarem złapanych właśnie zarękawi.
- Psia krew, nie przewidziałem tego! Muszę się zatrzymać.
- Miło by było, chociaż na chwileczkę.
W tym momencie Jan zderzył się z plecami Kunona i upuścił trzymane w objęciach elementy uzbrojenia. Te upadły na posadzkę zamku z głośnym brzękiem.
- Masz tę swoją chwileczkę – stęknął przez zaciśnięte zęby Kuno, który, mimo iż stał w miejscu cały czas przestępował z nogi na nogę.
Jan rzucił się, by jak najszybciej rozebrać swojego pana ze zbroi.
- Czemu to tyle trwa?! – wrzasnął na niego Kuno.
- Byłoby szybciej, gdybyś się tak nie wiercił, panie.
- To niemożliwe. Skup się na elementach od pasa w dół… tych bliżej pasa – stęknął Kuno.
Jan jakąś nadludzką siłą, zapewne z pomocą Najjaśniejszej Marii Panny, zdarł z rycerza fartuch.
- Dobrze, gdzie ta wieża?! – krzyknął Kuno.
- Panie, która wieża, tu jest dużo wież?
- Ta, najważniejsza!
- Sanitarna?
- Obserwacyjna!
- To ta sama.
- No właśnie! – twarz Kunona stawała się na przemian blada i czerwona.
- To trzeba dostać się na ganek…
- Gdzie ten ganek?!
- O, to najpierw musimy dostać się na pierwszą kondygnację Zamku Wysokiego i obrać kierunek południowo-wschodni. Tam znajdziemy wejście na ten ganek… ale nie ma się co cieszyć, bo droga nim daleka, wieża jest bowiem poza murami…
- Nie można było dalej umieścić tej wieży?! – Kuno ruszył biegiem we wskazanym kierunku, brzęcząc elementami zbroi, których nie zdążył zdjąć Jan.
- No, kiedy, jak słusznie zauważyłeś panie, służy ona do obserwacji, no i jest to ważny punkt obrony…
- Biegnij szybciej, bo ta zbroja zbyt mnie spowalnia i sprawdź, czy nikt tam teraz nie obserwuje – krzyknął do niego Kuno.
- Dobrze, panie – Jan przyspieszył kroku, aczkolwiek trudno było mu wyprzedzić rycerza. – A, co jest tak ciekawego do obserwacji, że ci tak pilno, panie?
- Litwini mogą atakować.
- E, nie, oni teraz na zimowych leżach, w Trokach.
- Ale mogli się ruszyć.
- Inne komandorie nie donosiły o…
- Lot godowy czyżyka – ryknął rozdzierająco Kuno.
- Co? – Jan zatrzymał się w miejscu.
- Już nieważne. Nie ma tematu – stęknął Kuno zatrzymując się również.
- Najświętsza Mario Panno, co tu tak śmierdzi? – zapytał Jan.
- Grochówka z przydrożnej karczmy. Widać ci wredni Prusowie znowu dodali jakieś przestarzałe mięso.
- Aaa, to już rozumiem, czemu kropierz konia waszej rycerskiej mości ma takie brązowe plamy. No i rozumiem także, czemu wieża sanitarna… to znaczy - obserwacyjna jest tak daleko za murami.
- Tak, chyba po to, by nikt tam nie zdążył. Przypomnij mi Janie, po tym, jak już wezmę kąpiel, żeby umówić się z Wielkim Szatnym Zakonu, by pomyślał nad rozwiązaniem problemu konieczności szybkiego zdejmowania elementów uzbrojenia.