EPIZOD 3. Rejza.

         Rejza – czyli zbrojny wypad na ziemie pogańskie stanowił ważny element propagandy Zakonu Krzyżackiego. Kuno brał już udział w rejzie zimowej. Nie zachwyciła go. Zmarzł.  Permanentnie najeżdżani Żmudzini już wycwanili się i pochowali po krzakach, skąd szyli z łuków, zaś osady na pograniczu regularnie palone przez braci zakonnych, w końcu przestały się odbudowywać. Teraz czekała go letnia rejza, której celem było powiększenie terytorium państwa zakonnego. Na gościnny pokaz męstwa Krzyżacy chętnie zapraszali rycerstwo z Europy Zachodniej. Zawsze to kolejnych parę mieczy więcej do garbowania żmudzkich lub litewskich skórek. Kunonowi dano pod opiekę rycerza z Francji. Wraz ze swoim giermkiem, czekał teraz na jego przybycie. W końcu na dziedziniec malborskiego zamku zajechał konny orszak mieniący się wszystkimi kolorami tęczy w zachodzącym sierpniowym słońcu. Kuno czekał cierpliwie, który z tych dorodnych pawi okaże się przyszłym pogromcą Litwinów. W końcu jeden z przybyszy, odziany w pstrokaty żółto-niebieski kaftan zsiadł z konia i sprężystym krokiem podszedł do Kunona.

- Brat Kunon? Jestem Fulko de Dorsz.

- Witaj, czcigodny Pulko… To mój giermek Jan de Piard.

- De Piard… z tych Piardów?

- Dokładnie z tych, czcigodny panie – skłonił się Jan, po czym zwrócił do Kunona. – Panie, chciałbym zwrócić twoją uwagę, jak czcigodny pan de Dorsz, wymawia moje nazwisko… czyli z takim wydłużonym „i”, bo pan, to tak krótko z niemiecka wymawia, niczym wystrzał.

- Nie przesadzaj, mój drogi, piard to piard – obruszył się Kuno, martwiąc się, że teraz będzie miał do czynienia z dwoma przemądrzałymi Francuzikami.

- Już nie mogę się doczekać tego palenia i grabienia – Fulko aż klasnął w ręce, idąc tuż za krzyżackim rycerzem.

- A strzały w czoło też nie możesz się doczekać? – mruknął Kuno.

- Pardon, nie dosłyszałem.

- Nic takiego, panie Pulko, krótka modlitwa do Najjaśniejszej Marii Panny.

- W takim razie, pomódlmy się razem. Gdzie tu kaplica?

- A nie chcesz panie zacząć od zwiedzania wieży obserwacyjnej? – wyrwało się Janowi.

Dostał tęgiego kuksańca w bok od Kunona i nie rozwijał już wątku.

- Jeśli mój pan pozwoli, chętnie cię oprowadzę po malborskiej warowni i pokażę co ważniejsze punkty tego zamku, bowiem łatwo tu zgubić drogę – Jan odezwał się do gościa przymilnie.

- Tatko mówił, że potężną warownię żeście tu wybudowali, bo tatko już był na rejzie… takiej zimowej – rozpoczął swój słowotok przybysz z Francji. Kuno milczał, co Fulko poczytał za dobrą monetę i rozgadał się na całego. – Jak tylko podrosłem, tatko powiedział, że muszę jechać chrystianizować tych pogan z północy, bo, wie brat Kuno, to teraz szalenie modne we Francji, a branie udziału w krucjacie należy do dobrego tonu… Tylko tatko kazał się upewnić, czy bracia zakonni wykupią mnie z pogańskiej niewoli… tak, w razie czego.

- Tak, wykupimy – mruknął Kuno, myśląc zgoła inaczej.

- Tatko zażyczył sobie jeszcze, żebym przywiózł mu trochę pamiątek z wyprawy… kilku takich dorodnych, dobrze zbudowanych, młodych chłopaków z jędrnymi pośladkami… - ton głosu Fulka wszedł w rozmarzone rejestry. Kuno aż się zatrzymał.

- Takich zdatnych do ciężkiej pracy w naszym majątku, oczywiście – dodał pospiesznie Francuz, na widok zgrozy w oczach Krzyżaka. – Chodźmy już do tej kaplicy, bracie Kunonie. Pomódlmy się o zesłanie dużej ilości jędrnych pośladków… to znaczy powodzenie w grabieniu, łupieniu, i co tam jeszcze wchodzi w zakres takiej wyprawy.