Kontakty międzyplanetarne cz 1

      Maniek wydłubał pieniądze z kieszeni. Wczoraj zapłacili na budowie. Wieczorem  większość już przepił wczoraj, ale dziś wygrzebał jeszcze monety na dwa piwa. Ot, w sam raz, żeby dojść do siebie. Wziął dwa „browary” od krzywo patrzącej na niego ekspedientki i ruszył na pobliską górkę. Tam nikt nie będzie przeszkadzał, no i pozostałe cwaniaczki spod monopolowego nie przyssają mu się do gwinta.  Maniek miał swoje miejsce, gdzie oddawał się relaksowi w samotności. Wspinał się na okoliczne wzniesienie i zalegał opodal krzaczka z flaszką tego, co udało mu się akurat zdobyć.

Ten sam scenariusz miał miejsce i dzisiaj. Maniek zaległ. Natychmiast opróżnił dwie flaszki browara. Po czym zaległ na plecach oddając się kontemplacji nieba i pogrążając w rozważaniach, jak tu naciągnąć majstra na zaliczkę, bo dwa piwa uznał za mało wystarczający środek relaksacyjny.

      Leżał tak Maniek. Słonko grzało przyjemnie. Na niebie obłoczki się przesuwały. Zaczynało go morzyć. Wtem, nagle na niebie jakby błysnęło.  Długa smuga światła, a na jej końcu jakiś punkt. Burza ? Maniek podniósł się na łokciu. Meteorologiem nie był, ale te chmury na burzowe mu nie wyglądały. Pewnie przywidzenia. Opadł z powrotem na wznak na trawę. Właśnie zamierzał zamknąć oczy, gdy ogarnął go jakiś niepokój. Jakieś dziwne uczucie. Zrobiło mu się niedobrze. Piwo było zleżałe? Czuł się nieswojo. Zaczął w duszy przeklinać nieuczciwych sklepikarzy, którzy tak podle wykorzystują potrzebę ludzką, gdy usłyszał w pobliskim lasku jakiś hałas. Jakby coś się poruszało, szło, pełzło… cholera wie. Jeszcze mu tu jakiś dzik przyjdzie albo inny nosorożec.

Zaczął się podnosić. Dobrze, że jeszcze nie wstał, tylko siedział, bo by upadł. Z lasu wylazł jakiś przedziwny stwór i znieruchomiał na jego widok. Maniek struchlał i wytrzeszczył oczy w osłupieniu. Stwór miał dwie nogi i dwie ręce, ale przystrojony był w kombinezon i hełm. Coś mu tam świeciło, jakieś dziwne światełka. 

- Co za diabeł? – mruknął Maniek. – Jakieś żarty sobie robią, karnawał jakiś, czy cuś ?

Stwór stał przez chwilę skonsternowany. Zaniepokojony Maniek zaczął się dźwigać na nogi. Wystraszył się, gdy stwór wyciągnął jakiś przedmiot i skierował w jego stronę. Maniek zatrzymał się w pół ruchu, przekonany, że to broń jakaś. Wstrzymał oddech, czekając na strzał. Tym czasem tajemnicze pudełko zaświeciło i zaczęło mrugać jakimiś lampkami, wydając jakieś cichutkie popiskiwania. Maniek dokończył czynność wstawania. Stanął na wprost przybysza i z miejsca poczuł się lepiej. Stwór był od niego niższy i pod tym kombinezonikiem jakiś taki mizerniutki z postury się wydawał. Najważniejsze, żeby zdjął baniak z głowy, wtedy prawy sierpowy i tylko nogami się nakryje. Trzeba go jakoś zagadać, do konwersacji zmusić, żeby przyłbicę otworzył.

- Ktoś ty ? – zagadnął mało sympatycznie przybysza.

Przybysz nie odpowiedział. Bezgranicznie skupiony był na swoim pudełku. Celując w Mańka jeździł w górę i w dół.

- Ty, co ty robisz? Foty mi robisz ? Paparazzi cholerny, na tych celebrytów się zasadzaj, a nie tu biednemu spracowanemu człowiekowi w odpoczynku po pracy przeszkadzasz! Co tak stoisz ? Wypad z baru! – Maniek się już zdenerwował.

Zaniechał konwenansów i ruszył w kierunku intruza. Pięści jakoś same tak mu się zacisnęły. Od strony intruza dotarły go jakieś piski.

- Co gadasz ? Po polsku mów, bo po obcemu nie gadam.

W końcu nadszedł ten wyczekiwany moment i przybysz ponaciskał jakieś guziki przy mankiecie. Najpierw odsunęła się ciemna szyba hełmu. Maniek na ten widok jęknął. Potem usiadł z wrażenia, gdy stwór hełm zdjął z głowy. Oczom budowlańca ukazała się duża szara głowa, bez włosów, za to z ogromnymi czarnymi ślepiami. Nosa to-to nie miało, tylko dwie takie dziurki w miejscu nosa i wąskie usta. 

- Ty sąd tyś się taki wziął ? – zapytał Maniek w oszołomieniu.

Przybysz wskazał na niebo.

- Co z nieba spadłeś ? 

Przybysz przez chwilę jakby przyswajał to, co Maniek powiedział, po czym kiwnął potakująco głową.

- Na anioła to ty nie wyglądasz, bardziej już na diabła.

Przybysz nie zniechęcony, postąpił krok w kierunku Mańka. 

- Co ty teraz kombinujesz ? – Maniek zaczął znowu niezdarnie się podnosić. 

Gdy dokonał tego wiekopomnego czynu, choć grawitacja ciągnęła go ku trawie, spostrzegł, iż nieznajomy jest już obok niego. Z bliska zobaczył, że świecące pudełeczko służy mu jako notes. Coś tam sobie stuka, puka, jeździ tym dookoła. W końcu znajdując się już blisko Mańka skierował pudełeczko w jego kierunku, a ono zaczęło wydawać jakieś dźwięki.

- Ty, co ty kombinujesz, podglądasz mnie, czy jak ? – denerwował się Maniek.

Gdy już dziwny osobnik był bardzo blisko, Mańkowi się odbiło: tak długo, porządnie prosto z trzewi. Dziwny przybysz zatrzymał się raptownie. Uszu nie miał, ale wyglądał, jakby nasłuchiwał. Oczy też mu się zwęziły. 

- Co, nie znasz takich odgłosów ? To samo życie. A jak jesteś taki ciekawski, to masz i to – i Maniek dał ujście gazom kłębiącym się w jego jelitach. 

Tym razem było widać, że osobnik poruszył swoimi otworami nosowymi i osunął się, chyba ze wstrętem, chociaż jego mimika tego nie wyrażała. Zasadniczo nic nie wyrażała. Coś popikał w to swoje urządzonko.

- Co, zarejestrowałeś mojego bąka ? Zboczek z ciebie jakiś! – zaczął śmiać się Maniek.

Przybysz zignorował tę uwagę. Obszedł Mańka większym łukiem i zbliżył się do krzaczka przy którym budowlaniec spoczywał przed zakłóceniem mu sjesty.  Maniek przyglądał mu się w milczeniu, stojąc chwiejnie. Przybysz schylił się i podniósł z ziemi jedną z butelek po piwie. Zbliżył do niej głowę. Poruszył otworami nosowymi. Coś poklikał w tym swoim skafandrze. Otworzyła się jakaś kieszonka. Drugą ręką wyciągnął z niej jakiś pojemnik i  schował do niego butelkę po piwie. Po czym obrócił się i zaczął zmierzać w kierunku lasu. Maniek chwiejąc się, stał przez chwilę ogłuszony. W końcu, gdy stwór docierał już do pierwszej linii drzew, robotnik się ocknął i zawołał za nim:

- Ty złodzieju. Butelka była wzięta w zastaw, teraz kasy nie dostanę! Przyleci takie nie wiadomo skąd i kradnie – z tymi słowy Maniek runął na ziemię i usnął wyczerpany.