Obcy ?

„Obcy”?

      Sasanix wyszła przed dom. Było rześko. Spojrzała na wschodzące na wschodzie słońce,  potem na księżyc pojawiający się na zachodniej części nieba. Będzie dobry dzień: ciepły i wolny od burz piaskowych. Opatuliła się szczelniej płaszczem i ruszyła w stronę swojego poletka, gdzie hodowała jadalne rośliny. Światło słoneczne uruchomiło automatyczne zraszacze. Dziewczyna zaczęła zrywać okrągłe, słodkawe mawexy, które zamierzała przygotować na śniadanie. Panującą dookoła ciszę, zakłócaną jedynie szumem zraszaczy, przerwał potężny huk. Sasanix zmartwiała przerażona. Rozejrzała się, szukając źródła dźwięku. Nic. Nagle nad jej głową coś zaszeleściło. Spojrzała w górę i zobaczyła blaszaną konstrukcję opadającą przy pomocy dużej płachty. W końcu przybysz z nieba cicho wylądował na czerwonawej równinie, kilka metrów od dziewczyny. Sasanix stała, przyglądając się. Kurz opadł. Na powrót zapadła cisza. Ciekawość wygrała. Sasanix powoli ruszyła w kierunku niezidentyfikowanego obiektu. Nagle coś zazgrzytało. Otworzyły się ukryte drzwiczki. Wysunęła się platforma i z czeluści obiektu coś wyjechało. Był to pojazd. Skonstruowany z metalu, poruszał się na sześciu kołach o grubych oponach. Był większy od Sasanix. Na długiej rurze, niczym na szyi, dźwigał coś na kształt głowy. Z przodu był wyposażony w długi wysięgnik. Po chwili zjeżdżał już po rampie. Następnie zaczął sunąć powoli w kierunku dziewczyny, obracając tą niby głową, zupełnie jakby się rozglądał. Nieubłaganie jechał w kierunku grządek Sasanix. Dziewczyna obserwowała go w napięciu. Urządzenie wjechało na jej pole, po czym zatrzymało się na środku grządki zziemijadłaków (owalnych jadalnych bulw, o lekko słodkawym smaku). Coś pobrzęczało. Po czym długie ramię, które przybysz targał przed sobą, ożyło. Ku przerażeniu Sasanix, wysięgnik  skierował się w kierunku jej grządki, po czym zaczął kopać w niej dołki, bezceremonialnie dewastując rosnące na niej rośliny. Zdenerwowana kobieta, przemogła lęk przed urządzeniem i ruszyła na pomoc swoim zziemijadłakom. Pozbywając się resztek lęku, dopadła do intruza. Niewiele myśląc, spróbowała zatrzymać metalowe ramię, robiące wykopki w grządce. Ramię nic sobie nie zrobiło z jej wysiłków. Beznamiętnie wykopywało z grządki ziemię i wrzucało ją do pojemnika, który wysunął się z innej szufladki. Sasanix w rozpaczy spróbowała przepchnąć całego intruza. W końcu był na kółkach. Nic z tego. Był potwornie ciężki. Rozpłakała się z bezsilności. Urządzenie napełniło pojemnik. Po czym schowało go wewnątrz siebie. Ku uldze Sasanix dewastujący jej grządki wysięgnik złożył się i znieruchomiał. Urządzenie zamarło. Gdy myślała, że to koniec jego działalności, nagle dały się słyszeć popiskiwania. Po chwili głowa urządzenia zaczęła się okręcać dokoła, zatrzymując na parę sekund. Wyglądało, jakby coś obserwowało lub… fotografowało. Nagle urządzenie skierowało swoją „głowę” wprost na postać Sasanix.

- Nie doczekanie twoje, podglądaczu jeden! – pomyślała, po czym niewiele się zastanawiając, rzuciła się w kierunku intruza i zasłoniła ręką urządzenie rejestrujące. Przynajmniej taką miała nadzieję. Puściła rękę, gdy „głowa” intruza zaczęła wykonywać kolejny obrót. 

- Co ono chce tu fotografować? - zastanawiała się. - Dokoła same góry, skały i pustynia. 

     Osada Sasanix, sztucznie nawadniana, była dosłownie wciśnięta w formację skalną. Nawisy skalne formułowały nad nią dach, przepuszczając mało światła, które latem było zbyt ostre, chroniąc przed zimnem nocy i burzami piaskowymi. Część osób mieszkała w wygodnie urządzonych jaskiniach, inni w kamiennych domkach. 

      W końcu Sasanix postanowiła udać się po pomoc. Jej gospodarstwo leżało na uboczu. Musiała pokonać drogę do formacji skalnej, za którą schowana była osada.

Unikając „wzroku” obracającej się głowy, zaczęła biec, w kierunku skał, które po chwili ją zasłoniły. Przeszła przez skalne wejście i wkrótce znalazła się centrum osady. 

Z uwagi na wczesną porę mieszkańców nie było jeszcze widać. W skromnych ogródkach, przy obejściach, krzątały się roboty domowe. Główna droga prowadząca do domu naczelnika rodu była pusta. Sasanix puściła się biegiem. Po kilku minutach stukała już w drzwi domostwa naczelnika rodu – dostojnego Getoryxa. Otworzyła jego żona – stara, ale prosto trzymająca się kobieta o wysmukłej sylwetce.

- Witaj, droga Dorjanix. Przepraszam, że nachodzę was o tak wczesnej porze, ale stało się coś, co wymaga natychmiastowej interwencji… - zaczęła Sasnix ciężko dysząc.

- Znajdziesz Getoryxa w jadalni – sucho stwierdziła kobieta, usuwając się z drogi.

Sasanix szybko przekroczyła próg i udała się we wskazanym kierunku. Za stołem o szerokim blacie siedział mężczyzna o długiej, siwej brodzie i siwych włosach opadających mu na ramiona. Robot żywieniowy właśnie ustawiał przed nim naczynie z parującą zawartością. Straszy mężczyzna spojrzał zdziwiony na wchodzącą dziewczynę. 

- Zacny Getoryxie, przepraszam, że przerywam poranny posiłek, ale na moim polu wylądował blaszany stwór. Niszczy uprawy i fotografuje! – wyrzuciła z siebie jednym tchem.

- Znowu? – westchnął na to naczelnik. – Trzeba go było przestawić, żeby poszedł na pustynię.

- Próbowałam, ale ten jest większy… wręcz całkiem duży. Potrzebuję pomocy.

- Dobrze, zaraz skrzyknę pięciu mężczyzn i zajmiemy się niechcianym przybyszem… Nie sfotografował cię?

- Nie, zatkałam mu oczy, gdy próbował.

Getoryx spojrzał na nią zdziwiony, ale kontynuował:

- A obejście?

- Intruz jest na polu, w oddali. Z tej odległości obejście wyda się formacją skalną.

- Oby. Nie chcemy, żeby Obcy się o nas dowiedzieli, bo zaraz nam tu przylecą i zaczną robić swoje nieporządki.

     Słońce stało już w zenicie, gdy grupka osób pojawiła się na farmie Sasanix. Wraz z wskazanymi przez naczelnika rodu mężczyznami, przyszli też gapie. Intruz daleko się nie posunął. Wyglądał na uśpionego. Getoryx wytłumaczył wszystkim, że zagrożenie jest tylko chwilowe, potem te urządzenia się wyłączają i do kolejnego dnia jest spokój. Pewnie przesyłają dane albo ładują baterie. To urządzenie rzeczywiście było duże. Pięciu rosłych mężczyzn nieźle się natrudziło, by wypchnąć je z upraw Sasanix, niestety część roślin została przy tym zniszczona.

- Gdyby nie to, że się ukrywamy, wystąpilibyśmy do Obcych o odszkodowanie. Tylko nam tu śmietnik robią – stwierdził Getoryx. – Wyślijcie tego kolejnego szmelca na pustynię, niech tam sobie fotografuje piach i kamienie, jak jego poprzednicy. Swoją drogą, kiedy Obcy się w końcu zniechęcą i dojdą do wniosku, że to martwa planeta?

 

marsjański zachód słońca, fot. Curiosity, NASA

 Mount Sharp, fot. Curiosity, NASA

 źródło: Internet