Goście jadą część 2 - agenda
Minęły dwa dni. Data przyjazdu Anglików zbliża się nieubłaganie. U Dobrozmiańskiego trwa kolejna narada. Jej celem jest omówienie harmonogramu wizyty zagranicznych gości.
- Dobra, coście tam wymyślili? – prezes wyciąga rękę do Stupińskiej po kartkę z propozycją agendy.
- Odbieramy ich z lotniska o godzinie 11. Wieziemy do firmy. Potem pan prezes ich wita. Robimy prezentację. Idziemy na obiad, a potem negocjujemy – „propagandowa dyrektor” referuje z prędkością karabinu maszynowego. – Da im się coś ciężkostrawnego. My natomiast zjemy lekkostrawnie. W efekcie oni na negocjacjach przysypiają, a my jesteśmy na najwyższych obrotach – zakończyła z dumą, podając Dobrozmiańskiemu kartkę z agendą.
- Z tym ciężkostrawnym jedzeniem może być problem, bo większość ich delegacji – to wegetarianie – wtrąciła złośliwie Szmatecka.
- To da im się dużo grochu, fasoli i kapusty… do popicia zsiadłe mleko. Powie się, że to nasze narodowe. Potem oni będą spięci lub będą często biegać do łazienki, co utrudni im skupienie na negocjacjach – odparła atak Stupińska.
- Dobrze kombinuje, młoda – pochwalił Dobrozmiański. – Takimi szczegółami wygrywa się bitwy… No, a gdzie angielska wersja agendy? – zwrócił się do „propagandowej dyrektor”.
- Proszę, oto ona – Stupińska szybko podała odpowiednią kartkę.
Dobrozmiański wpatrywał się w podany dokument długo, mimo iż dla nikogo nie było tajemnicą, że nie zna angielskiego.
- Widzę tu błąd – zawyrokował w końcu, ku przerażeniu Stupińskiej i zdziwieniu pozostałych.
- Jaki błąd?! – wykrzyknęła „propagandowa dyrektor”. – Ja dałam to do napisania… to znaczy sprawdzenia, firmie od tłumaczeń…
- No bo wszystko jest po angielsku, a moje nazwisko po polsku. To nie pasuje – wyjaśnił prezes.
Nastała cisza, którą w końcu przerwał Czerski:
- Mamy napisać president Goodchange?
- Nie wiem, napiszcie tak, żeby było po angielsku.
…
Ciąg dalszy nastąpi, a goście przyjadą.