SATYRA - epizod 31

Pierwsze kroki w korporacji.

Mariolka była zdumiona, gdy dwa tygodnie po rozmowie z miłymi panami, zadzwoniła pani z działu personalnego z propozycją zatrudnienia w firmie „X”. Matka – sprzątaczka, przez tydzień nie mogła wyjść z szoku, że jej Mariolkę, która edukację zakończyła na szkole średniej, do korporacji chcą.

Pierwszego dnia pracy Mariolka założyła najlepsze ciuchy, w których biegała na dyskotekę i powędrowała do swojego nowego miejsca zatrudnienia.

Recepcjonistka, przyjmująca gości na parterze firmy „X”, zamarła, gdy wymalowany, natapirowany wamp, z trudem wciśnięty w zjadliwie różową sukienkę typu „rurka”, stanął przed nią i żując gumę zażądał wpuszczenia do prezesa Dobrozmiańskiego. Nie wierząc w ani jedno słowo przybyłej, zanim wezwała ochronę, na wszelki wypadek, zadzwoniła do pani Joanny. Wielkie było jej zdziwienie, kiedy asystentka prezesa poważnym głosem potwierdziła słowa różowej Barbie i dodała, że osoba ta będzie pracować w sekretariacie prezesa. Chcąc nie chcą, recepcjonistka wydała przepustkę, myśląc, że rząd, w ramach walki z bezrobociem i rozpasaniem obyczajów, każe teraz zatrudniać prezesom spółek skarbu państwa te od lekkich obyczajów.

Mariolka dostała swój pracowniczy identyfikator i została skierowana na najwyższe piętro budynku, na którym urzędował prezes. Dumnym krokiem wparowała do windy, gdzie jechały same „garnitury”. „Garnitury” na jej widok zamilkły, a gdy wcisnęła najwyższe piętro na klawiaturze, rozdziawiły gęby. Gdy wysiadła z windy, ochroniarz (widać uprzedzony) rozszerzył tylko oczy. Milcząco wskazał jej drzwi do sekretariatu prezesa zarządu.

Mariolka zapukała i weszła do środka. Tym razem to jej oczy się rozszerzyły, a usta otworzyły na widok przepychu wewnątrz pomieszczenia: kanapy z jasnej skóry, beżowa wykładzina, ściany pokryte drewnem, z zawieszonymi obrazami, wazony z pięknymi kwiatami. Nagle wzrok dziewczyny padł na duże biurko, a za nim siedzącą kobietę w gustownym, granatowym żakiecie, o gładko zaczesanych włosach, która uważnie przyglądała się jej zza grubych szkieł okularów. Wyglądała jak nauczycielka, budząc tym w Mariolce nieprzyjemne wspomnienia ze szkoły.

- Dzień dobry, ja tu do pracy… chyba – wystękała zalękniona.

- Taak – kobieta przeciągnęła to słowo.

Podniosła się zza biurka i sztywno podała Mariolce rękę. Ta odruchowo dygnęła.

- Mam na imię Joanna. Jestem asystentką prezesa Dobrozmiańskiego – zaczęła nauczycielka sztywno.

- To ten miły pan, taki duddy cool ? – ucieszyła się Mariolka.

- Hmmm – panią Joannę zatkało na moment. – To twój przełożony i szef całej tej firmy.

- Super! Fajnie mieć takiego szefa.

- Taak – znowu to przeciągnięte słowo. – Kontynuując, zostałaś zatrudniona, żeby mnie wesprzeć… pomóc…

- Znaczy, będę asystentką asystentki – Mariolka ucieszyła się, że szybko rozgryzła strukturę.

- No tak, jakby… Pokażę ci wszystko… Na początku, póki się nie wdrożysz, będziesz odpowiedzialna za obsługę gości…

- O fajnie, mam zabawiać ich rozmową?

- Lepiej nie. Wystarczy, że zaproponujesz im i przygotujesz napoje…

- Super, robię wyśmienity koktajl – „Seks na plaży”.

- Miałam na myśli: kawę, herbatę, wodę – nauczycielka coraz trudniej panowała na tembrem głosu.

- Okiej, trochę nudno, ale skoro tak trzeba…

- Tak trzeba… Mam jeszcze jedną prośbę. Czy mogłabyś ubierać się do pracy… hmmm… bardziej stonowanie?

- To znaczy jak?

- Mniej krzykliwe kolory, sukienka za kolano…

- Aaa, czyli nudnie?

- Stosownie.

- Dobra, pokombinuję. Dla tej pracy gotowa jestem na wyrzeczenia.

 

W kolejnym odcinku – dyrektor Stupińska poprawia wydajność pracy swojego biura.