SATYRA - epizod 38

Spotkanie wyższej kadry cz 3.

Uroczysta kolacja. Atmosfera w tonie „niewymuszonego luzu”. Jacek Szewczyk wolno popijał białe wino przysługujące mu do ryby. Pracownicy siedzieli przy dziesięcioosobowych stołach. Rozmowy toczyły się niemrawo. W sposób widoczny brakowało czynnika luzu, jakiego na tego typu imprezach dostarczał alkohol. Na szczęście stolik zarządu znajdował się daleko od pozycji, którą zajmował Szewczyk. Umożliwiało to nieco swobodniejszą wymianę zdań z pozostałymi kolegami ze sprzedaży siedzącymi z nim przy stole:

- Jak ogarniasz swój najnowszy zasięg terytorialny? – zapytał Franka – dyrektora „wakacyjnego regionu sprzedaży” obejmującego swoim zasięgiem Gdańsk z jednej strony i Zakopane z drugiej.

- O żeby tego Misiaka lumbago powykręcało, niemal nie wychodzę ze środków transportu! Chyba urządzę sobie biuro w pociągu, kursującym między Krakowem a Trójmiastem. Chociaż i tak spędzam w nim mniej czasu niż potem na Zakopiance.

- Masz chyba jeden bezpośredni z Gdańska do Zakopca?

- Tak, jedzie całą noc i kawał dnia, a w nocy to ja wolę spać, bo za jakiś rok wykorkuję na zawał. Wystarczy, że przejazd przez cały kraj naszymi uroczymi kolejami zajmuje mi kilkanaście godzin.

- Fakt, ja z przydziałem regionu miałem więcej szczęścia, bo choć moje oddziały rozrzucone są po całej Polsce, to przynajmniej przy autostradach – stwierdził Bożydar – dyrektor „regionu stolic Polski”.

- Pewnie „szczęście” zawdzięczasz swojemu imieniu – zażartował Franek.

- Aż dziwne, że nie dali ci „regionu miejsc kultu” – wtrącił się Andrzej - dyrektor „regionu białych miast”.

- Ja tam nie żałuję… a propos, gdzie Mietek?

- Nie mógł tu z nami dzisiaj być, bo w Toruniu impreza na najwyższym szczeblu i musi obskakiwać wielebnego dyrektora – Szewczyk wyjaśnił nieobecność podwładnego.

- Może napiszemy mu smsa, żeby się starał wywrzeć jak najlepsze wrażenie na panu ojcu, bo kasę na zamki zbierać trzeba? – zaproponował Bożydar.

- Tak, znając życie, to wpiszą nam to do celów rocznych i jak nie skołujemy kasy na zamki, to nie dostaniemy premii, bo zostanie przeznaczona na ten szlachetny cel – westchnął Szewczyk.

Wszyscy pokiwali smętnie głowami. 

- A samolotem latać nie możesz? – Bożydar zwrócił się do Franka, zręcznie zmieniając temat.

- Mam pozwolenie na jeden lot w miesiącu, bo oszczędzać trzeba – odburknął tamten.

- Szkoda tylko, że nie zaoszczędzimy na zwolnieniu tego bęcwała Misiaka – mruknął Szewczyk.

- Ciiichoo, bo zaraz ktoś doniesie. Jego uchole krążą po całej sali – wystraszył się Andrzej.

- Czasami się zastanawiam, czemu, my - ludzie z doświadczeniem i na poziomie na to wszystko się godzimy? – stwierdził Franek grobowym głosem.

- Ja, to chyba przez przekorę – odpowiedział Szewczyk. - Facet, tak usilnie chce się mnie pozbyć, że ja pracuję tu na przekór jemu… a poza tym, a poza tym, szkoda mi tej firmy. Gdy dobra zmiana zostanie pozostawiona bez opieki, rozmontuje wszystko do ostatniej śrubki. Szkoda tej całej pracy, którą włożyliśmy w rozwój tego biznesu.

Przy deserach do stolika sprzedaży dosiadł się Czerski.

- Pan prezes tutaj, z plebsem? – zagadnął przybyłego Franek.

- Dajcie spokój, do naszego stolika dosiadł się Misiak, który nawet z gębą pełną żarcia, ględził, jak to cudownie jest stawiać tę firmę na nogi.

- Boże, ten głupek nawet na podstawowej anatomii się nie zna: głowa pomyliła mu się z nogami – jęknął Szewczyk.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

- Spokojnie panowie, bo wzbudzimy podejrzliwość, kiedy będziemy się za dobrze bawić – stwierdził Czerski, przymrużając oko.

W kolejnym odcinku – kontynuacja wątku - część jeszcze mniej oficjalna.