SATYRA - epizod 40

Spotkanie wyższej kadry cz 5.

   Impreza integracyjna wydostała się spod kontroli. Do pokoju 303 przybywali kolejni goście złaknieni konkretnej rozrywki. Szczęściarzami byli ci, którym udało się usiąść w ogólnie panującym tłoku. Część osób, mocno już osłabiona, udała się na spoczynek, często nie do swoich łóżek. Dyrektor od produktów był tak zmęczony, że usnął po drodze, na podłodze korytarza. Ktoś miłosiernie okrył go kurtką, na której widniało logo firmy. Ktoś mniej miłosierny wykorzystał sytuację, fotografując tę niecodzienną reklamę z zamiarem wrzucenia na facebooka.

Duża popularność pokoju o numerze 303 oraz dobiegające z niego hałasy zwabiły w końcu osobę, dla oczu której widok ten nie był przeznaczony.

   Dyrektor Stupińska stanęła w drzwiach. Patrzyła oniemiała na Sodomę i Gomorę, która została przecież zakazana pod groźbą poważnych konsekwencji służbowych. Jak ukarać na raz tylu pracowników? Pokój wyglądał jak pomieszczenia komuny hipisowskiej. Dziwnie w nim też pachniało, jakby kadzidłem, czy ziołem. Uczestnicy zabawy nie zareagowali na jej przybycie, nawet na nią nie spojrzeli. Ci, co stali, kiwali się w rytm muzyki, która płynęła z ich serc, bo raczej nie z głośników. Część spała zwinięta w kłębek tam, gdzie padła. Ci przytomniejsi dyskutowali zażarcie na balkonie. Gdy Stupińska tak stała, na wprost niej uchyliły się drzwi balkonu i do pokoju wkroczył ten zarozumialec Szewczyk, a za nim jego pupile z regionów. 

- Paliwo rozweselające się nam skończyło! – krzyknął szef sprzedaży. – Macie coś jeszcze dla spragnionych wędrowców? – zamarł, zobaczywszy szefową propagandy. – Panowie, kłopoty przyszły – mruknął do stojących za nim Bożydara i Franka.

Stupińska wyczuwszy, że są to chyba jedyne osoby nadające się do nawiązania kontaktu, ruszyła żwawo w ich kierunku.

- A co wy tu pijecie? – stanęła przed nimi z morderczym wyrazem twarzy, biorąc się pod boki.

- My… yyy – zająknął się Szewczyk.

- A, herbatkę. Chcesz? – szybko wtrącił się Bożydar.

Szewczyk spojrzał na niego z przerażeniem. Zapadła cisza. Dyrektor sprzedaży czuł jak jego serce zaczyna szybciej bić, a promile ulatują z głowy. Wszystkiego się spodziewał w tej chwili, a jednak reakcja Stupińskiej go zadziwiła: 

- Ok, dajcie tej herbaty, w końcu trzeba się integrować – powiedziała rezolutnie.

Oczy Szewczyka się rozszerzyły.

- Jasne, poczekaj chwilę, pójdę nalać – zaoferował niczym nie zrażony Bożydar.

- A ja mu w tym pomogę – rzucił natychmiast Szewczyk. – Franek, zostań tu i dotrzymaj towarzystwa naszej drogiej koleżance – wydał polecenie koledze, który nie wyglądał na zachwyconego tym faktem.

Bożydar wypadł z pokoju 303, a za nim Szewczyk. 

- Co ty zamierzasz robić? Co, prawdziwą herbatę jej zrobisz? – dopytywał kolegę, który zmierzał do pokoju naprzeciwko.

- A dlaczego nie – odparł ten beztrosko. – Tylko, że, mój drogi, to będzie specjalna herbatka, która, po pierwsze: szybko ją wyeliminuje, a po drugie: sprawi, że, jako współwinna, nie będzie na nas donosić – dodał już we wnętrzu pokoju, nalewając do hotelowego czajnika wody.

   W pokoju 303 pojawili się po kilku minutach, ku wielkiej uldze Franka, który nawet na rauszu nie mógł dostosować się do poziomu intelektualnego Stupińskiej, co wpływało na utrudnienia w konwersacji.

- Proszę, oto twoja herbatka – Bożydar podał propagandowej dyrektor kubek do mycia zębów.

- Integracja przy kubku herbatki jest najlepsza – ucieszyła się Stupińska i zanurzyła w nim usta. 

Zakrztusiła się.

- Oj, mocne, co to takiego, czy oby nie alkohol?

- Ależ skąd, znamy przecież zasady – pospieszył z wyjaśnieniami Szewczyk. - To specjalne zioło… z Tybetu… takie zdrowotne.

- A jak zdrowotne, to w porządku – pociągnęła zdrowy łyk z kubeczka.

   Miała wrażenie, że świat wali jej się na głowę. Co za koszmar. Otworzyła oczy. W pokoju panował półmrok. To dobrze, bo głowa jej pękała. Smak w ustach narzucał skojarzenie ze starym kapciem. Westchnęła. Pośpi jeszcze chwilę, może potem poczuje się lepiej. Przewróciła się na drugi bok… i zamarła. Obok niej smacznie spał mężczyzna. Poczuła, że jej serce zatrzymuje akcję. Gdyby nie wyschnięte na wiór gardło, pewnie zaczęłaby krzyczeć. Próbowała się zerwać, ale straszny ból głowy ją powstrzymał. Czując poruszenie, mężczyzna otworzył oczy. Patrzyła na niego struchlała, podciągając kołdrę pod szyję.

- Cześć, mam jedno pytanie – odezwał się dyrektor IT chrapliwym głosem. – Jak ty właściwie masz na imię, bo ja cię nazywam Propagandówką?

Krzyk dyrektor Stupińskiej przedostał się przez wysuszone gardło.

Zemsta się dokonała.

 

Trzeba ochłonąć. W kolejnym odcinku wracamy do codzienności dnia pracy zwykłych pracowników.