SATYRA - epizod 52

Drabina korporacyjna.

Szmatecka czuła się jak w potrzasku. Miała być taka ważna, a ważna jest tylko na wizytówce. Chciała rządzić. Myślała, że uda się omotać Dobrozmiańskiego. Gotowa była na wszelkie wyrzeczenia, nawet natury intymnej. Ten baran zaś prowadzał się tylko z Misiakiem, a ją ignorował. Traktował jak kolejną asystentkę. To było stanowczo za mało. Nie szmaciła się dla gabinetu i wizytówki. Chciała władzy! Siedząc nad kolejnym kubkiem herbaty z wiśniówką, przeprowadziła szybką analizę w myślach. Żeby uzyskać wpływ na Dobrozmiańskiego, trzeba sięgnąć do wyższego szczebla na drabinie władzy. Kto stoi ponad prezesem w hierarchii korporacyjnej? Przewodniczący Rady Nadzorczej. Pora zatem wziąć się za tego sztywnego, zarozumiałego dziada…

- Pani dyrektor – nie zwykłem spotykać się z podwładnymi moich podwładnych – powiedział surowo przewodniczący Rady Nadzorczej, sięgając po menu.

- Ale przybył pan na spotkanie ze mną… – Szmatecka starała się nadać swojemu głosowi zmysłowe brzmienie.

- Bo pani powiedziała, że stawia mi lunch w mojej ulubionej restauracji, a ja przekroczyłem limit wydatków na karcie kredytowej w tym miesiącu, a przecież jeść coś muszę. Mam zgagę i gazy, muszę dbać o dietę. Nie będę odżywiał się byle czym.

- Dziękuję, że podzielił się pan ze mną swoimi problemami tak intymnej natury. To świadczy, że obdarzył mnie pan zaufaniem.

- Nie, to bardziej kwestia informacyjna. Teraz, kiedy coś mi się wymsknie, jest pani uprzedzona.

- Czy szanowna małżonka pana przewodniczącego nie szykuje obiadów w domu?

- Gdzież tam, przesiaduje całymi dniami w SPA i na plotkach z koleżankami. A ja na to muszę zarabiać!

- Jak można nie dbać o takiego mężczyznę?! Przecież pan, to istny skarb.

- To prawda. Skarb… bankomat! Ale bankomat, kiedy się go nie konserwuje, się psuje. 

- To straszne! Ja nie rozumiem, czemu niektóre kobiety kompletnie nie doceniają tego, co mają… Ja bym zawsze czekała na powrót pana do domu w kusej koszulce, z butelką zimnego piwa w ręce.

- Po piwie mam gazy.

- A po martini?

- Po martini nie, ale tego do gęby nie biorę.

- A co pan lubi?

- A tak patriotycznie: czystą… Dobra na żołądek. Człowiek czuje się po niej męski. Podczas gdy te zachodnie perfumy jedynie osłabiają siłę woli.

- Zatem, czekam w koszulce… kusej, ze szklaneczką schłodzonej czystej.

- Wspaniale!... A, przepraszam, w jakim celu my się właściwie spotkaliśmy?

W następnym odcinku Dobrozmiański wyrusza odkryć Amerykę.