Konkwista startuje.
„W imię Trójcy Świętej, wysyłajmy więc wszystkich niewolników, których da się sprzedać” – Krzysztof Kolumb; fragment rozkazu dla ekspedycji na Haiti.
Dobrozmiański wyposażył się dobrze na spotkanie biznesowe. Na podróż do Ameryki zabrał ze sobą 20 magnesów na lodówkę z widoczkiem warszawskiej starówki oraz małe metalowe Kolumienki Zygmunta w ilości sztuk 10. Wszystko kupił w strefie wolnocłowej na warszawskim lotnisku im. Fryderyka Chopina. Miał coś jeszcze. Tajną broń do oczarowania Amerykanów. Ten specjalny prezent był zapakowany w walizce, która podróżowała w luku bagażowym.
Teraz siedział w ciasnym fotelu w samolocie. Zarówno on, jak i współpasażer z sąsiedniego miejsca przytyli nieco na prezesowskim wikcie i teraz brakowało im przestrzeni na brzuchy. Udając, że czyta „Washington Post”, uważnie przysłuchiwał się rozmowom toczonym przez współtowarzyszy podróży.
- Co wieziecie w darach dla tubylców, bo ja mam Kossaka? – zaczął chełpić się nielubiany przez Dobrozmiańskiego prezes spółki paliwowej.
- A skąd ty wziąłeś Kossaka, muzeum jakieś okradłeś? – zapytał, siedzący przed Dobrozmiańskim prezes dużego banku.
- A, zdjąłem ze ściany w firmie. Mówili, że to lokata kapitału. Od razu wyczułem, że to jakaś ściema, bo lokata – to w banku na procent, a nie na ścianie. Poza tym, po co firmie lokata, oszczędzać w banku to musimy my – zwykli ludzie.
- A propos’ oszczędzania, zgodnie z odgórnym przykazem, miałeś założyć u mnie w banku konto oszczędnościowe i do tej pory tego nie zrobiłeś – stwierdził zaczepnie prezes banku.
- Bo oszczędności nie mam – zaczął śmiać się prezes paliwowy. – Duże wydatki: nowy dom, łódkę sobie kupiłem…
- To może kredycik?
- Pomyślę, bo żona marudzi coś o domku letniskowym we Francji.
- W Hiszpanii taniej – do rozmowy wtrącił się sąsiad Dobrozmiańskiego.
- No tak, ale ona chce jakąś kupę kamieni koło Loary.
- Znaczy zamek?
- Znaczy zamek i winnicę w zestawie.
- To kredycik ci się przyda – stwierdził prezes banku z pewnością w głosie.
- Pewnie tak, poczekam jeszcze na nagrodę roczną, żebym wiedział, ile brakuje.
- To zależy – stwierdził prezes banku.
- Od czego?
- Od tego, na ile cierpliwą masz żonę. Na nagrodę musimy czekać jeszcze pół roku do zatwierdzenia wyników rocznych przez akcjonariuszy. A kredycik możesz mieć od ręki. Potem sobie zlewarujesz z kasą z nagrody i jeszcze będziesz do przodu.
- Co sobie zrobię? Jaką znowu lewatywę? Ty gadaj do mnie po ludzku. A w ogóle, to co mnie tak namawiasz?
- Bo muszę wyrobić plan i jeszcze mi sporo brakuje. Dostaniesz preferencyjne warunki.
- Ty, Sławek, a jaką masz tę łódkę? – zainteresował się nagle prezes, siedzący za Dobrozmiańskim.
- No, jachcik… taki większy. Nie wiem, czy na Śniardwach się zmieści – zaczął rechotać prezes paliwowy.
- To on musi dużo kosztować w eksploatacji. Przecież taki potwór żre strasznie dużo paliwa.
- No, a czego ja jestem prezesem? Jedzenie Pana Sławomira w koszty sobie wrzucam.
- Jakiego znowu pana Sławomira? – zaciekawił się prezes banku.
- No przecież musiałem jakoś jachcik nazwać.
…
Wątek trwa, w kolejnej części afera w luku bagażowym.