SATYRA - epizod 54

Konkwista ląduje.

Samolot z polską delegacją wylądował na lotnisku w Waszyngtonie. Po opuszczeniu maszyny wszyscy prezesi czekali na bagaże w hali przylotów. Po skorzystaniu z toalety i zdawkowych wymianach zdań, zaczęło im się nudzić. Delegacja rządowa już wyruszyła. Za nią podążyła czujna ekipa dziennikarska, a prezesi czołowych polskich firm dalej tkwili na lotnisku. Po godzinie zaczęli wykazywać już mocne zdenerwowanie.

- Ty, Wacek, idź się zapytaj, czemu mają takie opóźnienie? – zaczepił Dobrozmiańskiego prezes paliwowy.

- Sam se idź, skoro ci się spieszy – odburknął Dobrozmiański zły, bo po pierwsze: nie lubił prezesa Sławomira, a po drugie: bo zwyczajnie nie znał angielskiego, więc się z nikim nie był w stanie dogadać.

- A co tobie się nie spieszy? – prezes spółki paliwowej nie ustępował, ponieważ także miał problem z językiem angielskim.

- Dobrze, ja postaram się czegoś dowiedzieć – włączył się prezes banku.

Ledwo zdołał się oddalić, pojawił się jakiś dżentelmen z obsługi lotniska. 

- No wreszcie ktoś był łaskaw się zjawić – stwierdził prezes paliwowy z przekąsem. – Wacek, pogadaj z nim, bo ja jak jestem zdenerwowany, to mi ten angielski zanika.

- Ja też jestem zdenerwowany, a za chwilę to się wręcz wkurzę! – Dobrozmiański podniósł głos.

- Panowie, ja starać się mówić w polski, bo uprzedzano mnie, że wy nie znać angielski – przerwał rozpoczynającą się kłótnię pracownik lotniska.

- Ja znam doskonale angielski, tylko teraz zapomniałem – szybko wtrącił prezes spółki paliwowej. – Powiedz, dobry człowieku, czemu takie VIP persony, jak my, muszą tyle czasu sterczeć na tym lotnisku?

- Wystąpić small, mała problem. Było podejrzenie przewożenia przez panów human truchła w luku bagażowym – zaczął wyjaśniać pracownik lotniska.

- Humanoidalne truchło, ufoludek… w co oni chcą nas wrobić? – zaniepokoił się prezes z sektora siłowego.

- No, no alien… człowieka trupa.

- Tak, to duża pociecha – stwierdził sąsiad Dobrozmiańskiego z samolotu, reprezentujący branżę spożywczą.

- Co z tym trupem, gadaj człowieku?! – prezes branży paliwowej zaczął tracić panowanie nad sobą.

- W moment otwarcia luk z bagażami, w nosy men z obsługa wdarł się woń z trupa. Wystartowano z procedura awaria. Przybyły jednostki SWAT i zaczęły przeszukiwać luka.

- To jakaś prowokacja! – oburzył się prezes z sektora siłowego.

- Niech lepiej pan powie, co znalazł ten SłUP? – przerwał mu Dobrozmiański.

- Nie SŁUP, tylko SWAT. Film był taki o nich z tym takim od Curuś – natychmiast zaczął poprawiać go prezes paliwowy.

Zanim obaj prezesi rozpoczęli kolejną kłótnię, pracownikowi lotniska udało się ponowić próbę wyjaśnienia sprawy.

- Woń trupa dobywała się z jedna waliza…

- Kto wiózł trupa w kawałkach w prezencie? Przyznać się! – zażądał Dobrozmiański. 

- Pewnie któryś zwinął serce Chopina lub innego martwego ważniaka w darze dla amerykańskiego sojusznika – stwierdził prezes z branży spożywczej.

- Nie było trupa w waliza – wtargnął z wypowiedzią pracownik lotniska już cały spocony.

- No, nie, to co to było? – oburzyli się wszyscy prezesi.

- To była szklana box… słoik mnoga ilość, z jakaś substancja, chyba zepsuta kapusta i to się popsuć… stłuc, substancja wydostać się na zewnątrz i śmierdzieć.

Dobrozmiański zbladł jak ściana.

- To nie wszystko – kontynuował pracownik lotniska, korzystając, że wszystkich interlokutorów zatkało – ta waliza spoczywać na inna waliza i ją zrobić totalnie mokra. W ta druga waliza był jakiś picture… obrazek i on popłynął…

- Rany boskie, bigosik mojej mamusi rozpuścił Kossaka – jęknął Dobrozmiański, łapiąc się za głowę.

W następnym epizodzie - co słychać w firmie „X”, podczas nieobecności prezesa.