SATYRA - epizod 58

Protokolantka Mariolka.

    Dobrozmiański przez tydzień dochodził do siebie po pobycie w USA. W końcu, przymuszony natłokiem spraw związanych z prowadzeniem olbrzymiej firmy, uległ perswazjom pani Joanny, by zwołać posiedzenie Zarządu. Traf chciał, że akurat tego dnia profesjonalna asystentka prezesa miała planowany zabieg, wymagający pobytu w szpitalu. Na Zarząd, w roli protokolanta, musiała zatem udać się Mariolka. 

    Na tę okazję Mariolka wybrała efektowną stylizację nawiązującą do panującej letniej pory roku. Wszystkie osoby na sali zamilkły jak nożem uciął, gdy na posiedzenie Zarządu wparadowała spóźniona asystentka prezesa w zwiewnej jaskrawozielonej sukience w pomarańczowe grochy, w różowych szpilkach typu sandałek. Starano się prowadzić rozmowę bez zwracania na nią uwagi, choć było to trudne. Podczas płomiennej mowy Czerskiego na temat wstrzymania zapędów reformatorskich Misiaka z dala od obszaru sprzedaży, Mariolka przerwała mu nagle bez oporów:

- Przepraszam, czy ktoś tu na sali ma długopis, bo mi się wypisał i tego protokoła nie mogę robić.

Innym razem, zwróciła się do referującego swój temat dyrektora kontroli finansowej, przerywając mu w półsłowa, żeby powtórzył, co mówił wcześniej, bo nie zdążyła zanotować.

   Gdy Joanna wróciła do pracy, Mariolka z dumą położyła przed nią kartkę papieru z wydrukiem protokołu. Jej mina świadczyła o tym, że jest bardzo dumna ze swojego debiutanckiego dzieła. Joanna zaczęła czytać, a im bardziej zagłębiała się w lekturę, tym więcej włosów zaczynało jej się podnosić na głowie.

   Protokół autorstwa Mariolki, po poprawieniu błędów ortograficznych przez edytor tekstów, brzmiał następująco:

Gdy wszedłam na salę posiedzeń zarządu, wszyscy już tam byli i nad czymś radzili. Mówił pan Członek Czerski. Pan Misiak dłubał w nosie. Pan Prezes Dobrozmiański czytał coś na tablecie, a taki pan z wąsami, którego czasami spotykam w windzie, ukrywał ziewanie. Więcej szczegółów nie zaobserwowałam. Usiadłam. Pan w granatowym garniturze, w czerwonym krawacie (kto dziś takie coś nosi, przecież dawno taka stylizacja wyszła z mody), który nie wiem, jak się nazywa, wygłosił płomienną mowę o otwarciu jakiegoś sklepu, który ten pan w niemodnym krawacie nazywał: „punktem sprzedaży”. Potem gadali coś o jakiś cyferkach, ale ja z matematyki w szkole byłam kiepska, więc nie napiszę dokładnie, o co w tym chodziło. Ważne jest to, że Pan Prezes powiedział, że jest mało przekonany do otwarcia nowego sklepu. Na to odezwał się pan Członek Czerski, który stwierdził, że: „sensem sprzedaży NIE jest NIE sprzedawać” – napisałam dokładnie, bo było to zarąbiste i muszę tak kiedyś powiedzieć do Ziuty. Szczena spadnie jej do krawężnika, jak jej taką gadkę poślę. Wracając do tego nudnego spotkania zarządu, to Prezes Dobrozmiański stwierdził, że musi przemyśleć kwestię tego sklepu i wrócą do tego tematu na kolejnym spotkaniu, którego daty nie wyznaczył. To byłoby na tyle. Protokołowałam ja – Mariolka Wścibakówna.”.

    W kolejnej odsłonie – prezes Dobrozmiański udziela wywiadu dla poważnego miesięcznika biznesowego.