SATYRA - epizod 6

„Pierwsze posiedzenie…”

Prezes Dobrozmiański wchodzi do sali posiedzeń Zarządu. W dniu dzisiejszym poprowadzi swoje pierwsze posiedzenie Zarządu w firmie „X”. Siada na przeznaczonym dla niego miejscu u szczytu stołu. W milczeniu patrzy na pozostałych trzech członków Zarządu, protokolantkę oraz czołowych dyrektorów firmy, którzy, udając profesjonalistów, gapią się w ekrany swoich laptopów i tabletów. Tylko Jeremiasz Czerski – członek Zarządu odpowiadający za sprzedaż patrzy na niego wyczekująco.

- „Bufon” – myśli Dobrozmiański. – „Wydaje mu się, że mnie przechytrzy. Pracuje tu ileś lat i myśli, że doświadczenie wystarczy, żeby zrobić karierę”. 

W końcu prezes chrząka, przykuwając uwagę wszystkich obecnych na sali i zaczyna podniosłym głosem:

- Zebraliśmy się tutaj…

- Żeby połączyć świętym węzłem małżeńskim – dokańcza Czerski.

- Panie Jeremiaszu, proszę darować sobie te głupie żarty – Dobrozmiański aż podskoczył.

- Przepraszam, takie skojarzenie. 

- „Ja ci dam” – myśli wściekły Dobrozmiański, po czym zwraca się do protokolantki:

- Pani Lodziu, proszę zaprotokołować, że zgłaszam prośbę, aby pozostali uczestnicy spotkania…

- Posiedzenia Zarządu… - poprawia Czerski.

Dobrozmiański podnosząc głos:

- Nie przerywali mi, kiedy mówię.

Pani Lodzia, ze strachem:

- Panie prezesie, kiedy protokół nie otwarty.

- A czemu protokół nie otwarty?

- Bo pan prezes nie otworzył jeszcze posiedzenia.

- Jak to – nie otworzyłem, to nie wystarczy, że przyszedłem?

Czerski z podpowiedzią:

- Trzeba powiedzieć, że się otwiera posiedzenie Zarządu. Taka formalność.

Dobrozmiański zniecierpliwiony:

- Otwieram posiedzenie Zarządu. Taka formalność… Teraz dobrze?

- Lepiej… nie mówić – to drugie Czerski dopowiada już tak cicho, że słyszą go jedynie najbliżej siedzący.

- Co my tam mamy dzisiaj omawiać? – Dobrozmiański pyta protokolantkę.

- Panie prezesie, zgodnie z porządkiem obrad, po punkcie pierwszym „Otwarcie posiedzenia”, mamy punkt dotyczący przyjęcia protokołu z poprzedniego posiedzenia Zarządu.

Dobrozmiański z wielkim zdziwieniem:

- Protokół przyjmujemy zanim rozpoczniemy spotkanie… posiedzenie?

- To protokół z poprzedniego posiedzenia Zarządu, panie prezesie – pani Lodzia jest już czerwona na twarzy od tłumionego śmiechu.

- Ale mnie nie było na poprzednim posiedzeniu. To moje pierwsze posiedzenie.

- Ale Zarząd się odbył. Podjął jakieś decyzje i trzeba teraz przyjąć protokół z tego posiedzenia – nie wytrzymał Czerski.

Dobrozmiański coraz bardziej zirytowany odpowiada oponentowi przez zaciśnięte zęby: 

- Nie moje decyzje. Nie ważne. Nie liczą się. Protokołu nie przyjmuję. Co mamy dalej na tapecie?

- W porządku obrad – odruchowo sprostowała protokolantka.

- Przecież mówię! – Dobrozmiańskiemu na twarzy zaczęły występować plamy.

- Akceptacja wyników finansowych po zakończeniu trzeciego kwartału. Osoba referująca: Dyrektor Departamentu Kontrolingu – wystraszona pani Lodzia odpowiedziała z szybkością karabinu maszynowego.

- A to Finanse już się tym nie zajmują? – zdziwił się Dobrozmiański.

- Kontroling – to Finanse – usłużnie podpowiedział Czerski.

- Acha, z czasem opanuję te wasze nazwy, ale uważam, że powinniśmy używać mniej anglinizmów, a więcej polskich nazw.

- Czy mam to zaprotokołować?

- Oczywiście, pani Lodziu. Proszę stworzyć w spółce projekt, grupę roboczą, czy jak tam się to u was nazywa, żeby przejrzała wszystkie struktury, procedury itp. i pozamieniała angielskie nazwy na ich polskie odpowiedniki.

- A jak się nie da? – zapytał Czerski.

- Co to znaczy – jak się nie da?

- No, kiedy nie ma polskiego odpowiednika, jak chociażby w przypadku słowa „benchmark” ?

Dobrozmiański poruszył się niespokojnie.

- Panie Jeremiaszu, proszę mi tu nie mydlić oczu…

- Kiedy takie słowo istnieje i nie ma polskiego odpowiednika.

- Może „wzór”, „na wzór” – dyrektor Szmatecka uznała, że jest szansa na zabłyśnięcie.

- O, to, to. Widzi szanowny kolega, jeśli się chce, to się potrafi. Jak nie ma słowa, można je opisać.

- W ten sposób, zamiast „krawat”, możemy zacząć mówić „zwis przedni męski” – złośliwie stwierdził Czerski.

- Nie ma takiej potrzeby, „krawat” – to polskie słowo – wyjaśnił Dobrozmiański.

Czerski pod nosem:

- Tak samo, jak „benchmark”.

- Dobrze, zaczynając więc nową, polską tradycję, uprzejmie proszę o zabranie głosu Dyrektora Departamentu Kontroli Finansowej – zarządził Dobrozmiański.

Na ekranie wyświetla się prezentacja wyników finansowych firmy ułożonych w kolumnach przedstawiających plan i jego wykonanie oraz zmianę w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego. Dyrektor zaczyna referować, zestresowanym głosem. Dobrozmiański słucha ze zmarszczonymi brwiami, wpatrując się w ekran. Po 10 minutach przerywa monolog prelegenta:

 - Mam uwagę do pozycji: „zysk netto”.

Dyrektor Kontrolingu struchlał. Czerski zaciekawiony podniósł głowę znad notatek. Prezes Dobrozmiański, ciesząc się tą chwilą, stwierdził triumfalnie:

- Tu jest napisane, że zysk netto wynosi dwa miliony sześćset sześćdziesiąt tysięcy dwieście złotych i dwadzieścia cztery grosze. Moja uwaga jest taka, że końcówka powinna być: dwadzieścia pięć groszy.

Dyrektor Kontrolingu zbladł.

- Zaraz skontaktuję się z księgowością, niech jeszcze raz przeliczą wynik… – zaczął mówić jąkając się.

- Nie rozumiemy się – przerwał mu Dobrozmiański. – Mnie chodzi o to, żeby było ładniej, czytelniej. Końcówki kwot powinny być zaokrąglone. Pani Lodziu, do protokołu to, proszę.

W kolejnym odcinku dajemy odpocząć prezesowi Dobrozmiańskiemu. Na scenie pojawi się nowa, fascynująca postać – Roman Misiak – doradca prezesa.