„Pierwsze posiedzenie…”
Prezes Dobrozmiański wchodzi do sali posiedzeń Zarządu. W dniu dzisiejszym poprowadzi swoje pierwsze posiedzenie Zarządu w firmie „X”. Siada na przeznaczonym dla niego miejscu u szczytu stołu. W milczeniu patrzy na pozostałych trzech członków Zarządu, protokolantkę oraz czołowych dyrektorów firmy, którzy, udając profesjonalistów, gapią się w ekrany swoich laptopów i tabletów. Tylko Jeremiasz Czerski – członek Zarządu odpowiadający za sprzedaż patrzy na niego wyczekująco.
- „Bufon” – myśli Dobrozmiański. – „Wydaje mu się, że mnie przechytrzy. Pracuje tu ileś lat i myśli, że doświadczenie wystarczy, żeby zrobić karierę”.
W końcu prezes chrząka, przykuwając uwagę wszystkich obecnych na sali i zaczyna podniosłym głosem:
- Zebraliśmy się tutaj…
- Żeby połączyć świętym węzłem małżeńskim – dokańcza Czerski.
- Panie Jeremiaszu, proszę darować sobie te głupie żarty – Dobrozmiański aż podskoczył.
- Przepraszam, takie skojarzenie.
- „Ja ci dam” – myśli wściekły Dobrozmiański, po czym zwraca się do protokolantki:
- Pani Lodziu, proszę zaprotokołować, że zgłaszam prośbę, aby pozostali uczestnicy spotkania…
- Posiedzenia Zarządu… - poprawia Czerski.
Dobrozmiański podnosząc głos:
- Nie przerywali mi, kiedy mówię.
Pani Lodzia, ze strachem:
- Panie prezesie, kiedy protokół nie otwarty.
- A czemu protokół nie otwarty?
- Bo pan prezes nie otworzył jeszcze posiedzenia.
- Jak to – nie otworzyłem, to nie wystarczy, że przyszedłem?
Czerski z podpowiedzią:
- Trzeba powiedzieć, że się otwiera posiedzenie Zarządu. Taka formalność.
Dobrozmiański zniecierpliwiony:
- Otwieram posiedzenie Zarządu. Taka formalność… Teraz dobrze?
- Lepiej… nie mówić – to drugie Czerski dopowiada już tak cicho, że słyszą go jedynie najbliżej siedzący.
- Co my tam mamy dzisiaj omawiać? – Dobrozmiański pyta protokolantkę.
- Panie prezesie, zgodnie z porządkiem obrad, po punkcie pierwszym „Otwarcie posiedzenia”, mamy punkt dotyczący przyjęcia protokołu z poprzedniego posiedzenia Zarządu.
Dobrozmiański z wielkim zdziwieniem:
- Protokół przyjmujemy zanim rozpoczniemy spotkanie… posiedzenie?
- To protokół z poprzedniego posiedzenia Zarządu, panie prezesie – pani Lodzia jest już czerwona na twarzy od tłumionego śmiechu.
- Ale mnie nie było na poprzednim posiedzeniu. To moje pierwsze posiedzenie.
- Ale Zarząd się odbył. Podjął jakieś decyzje i trzeba teraz przyjąć protokół z tego posiedzenia – nie wytrzymał Czerski.
Dobrozmiański coraz bardziej zirytowany odpowiada oponentowi przez zaciśnięte zęby:
- Nie moje decyzje. Nie ważne. Nie liczą się. Protokołu nie przyjmuję. Co mamy dalej na tapecie?
- W porządku obrad – odruchowo sprostowała protokolantka.
- Przecież mówię! – Dobrozmiańskiemu na twarzy zaczęły występować plamy.
- Akceptacja wyników finansowych po zakończeniu trzeciego kwartału. Osoba referująca: Dyrektor Departamentu Kontrolingu – wystraszona pani Lodzia odpowiedziała z szybkością karabinu maszynowego.
- A to Finanse już się tym nie zajmują? – zdziwił się Dobrozmiański.
- Kontroling – to Finanse – usłużnie podpowiedział Czerski.
- Acha, z czasem opanuję te wasze nazwy, ale uważam, że powinniśmy używać mniej anglinizmów, a więcej polskich nazw.
- Czy mam to zaprotokołować?
- Oczywiście, pani Lodziu. Proszę stworzyć w spółce projekt, grupę roboczą, czy jak tam się to u was nazywa, żeby przejrzała wszystkie struktury, procedury itp. i pozamieniała angielskie nazwy na ich polskie odpowiedniki.
- A jak się nie da? – zapytał Czerski.
- Co to znaczy – jak się nie da?
- No, kiedy nie ma polskiego odpowiednika, jak chociażby w przypadku słowa „benchmark” ?
Dobrozmiański poruszył się niespokojnie.
- Panie Jeremiaszu, proszę mi tu nie mydlić oczu…
- Kiedy takie słowo istnieje i nie ma polskiego odpowiednika.
- Może „wzór”, „na wzór” – dyrektor Szmatecka uznała, że jest szansa na zabłyśnięcie.
- O, to, to. Widzi szanowny kolega, jeśli się chce, to się potrafi. Jak nie ma słowa, można je opisać.
- W ten sposób, zamiast „krawat”, możemy zacząć mówić „zwis przedni męski” – złośliwie stwierdził Czerski.
- Nie ma takiej potrzeby, „krawat” – to polskie słowo – wyjaśnił Dobrozmiański.
Czerski pod nosem:
- Tak samo, jak „benchmark”.
- Dobrze, zaczynając więc nową, polską tradycję, uprzejmie proszę o zabranie głosu Dyrektora Departamentu Kontroli Finansowej – zarządził Dobrozmiański.
Na ekranie wyświetla się prezentacja wyników finansowych firmy ułożonych w kolumnach przedstawiających plan i jego wykonanie oraz zmianę w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego. Dyrektor zaczyna referować, zestresowanym głosem. Dobrozmiański słucha ze zmarszczonymi brwiami, wpatrując się w ekran. Po 10 minutach przerywa monolog prelegenta:
- Mam uwagę do pozycji: „zysk netto”.
Dyrektor Kontrolingu struchlał. Czerski zaciekawiony podniósł głowę znad notatek. Prezes Dobrozmiański, ciesząc się tą chwilą, stwierdził triumfalnie:
- Tu jest napisane, że zysk netto wynosi dwa miliony sześćset sześćdziesiąt tysięcy dwieście złotych i dwadzieścia cztery grosze. Moja uwaga jest taka, że końcówka powinna być: dwadzieścia pięć groszy.
Dyrektor Kontrolingu zbladł.
- Zaraz skontaktuję się z księgowością, niech jeszcze raz przeliczą wynik… – zaczął mówić jąkając się.
- Nie rozumiemy się – przerwał mu Dobrozmiański. – Mnie chodzi o to, żeby było ładniej, czytelniej. Końcówki kwot powinny być zaokrąglone. Pani Lodziu, do protokołu to, proszę.
…
W kolejnym odcinku dajemy odpocząć prezesowi Dobrozmiańskiemu. Na scenie pojawi się nowa, fascynująca postać – Roman Misiak – doradca prezesa.