Kłopoty gastryczne Pana Olimpu.
Zeus – Bóg Bogów, Pan Olimpu, siedział na tronie. Nie był to jednak jego wspaniały złoty tron w sali tronowej, a ten nieco mniej reprezentacyjny… w wychodku. Fala za falą wypadały z niego przetrawione treści, a towarzyszyły im potężne grzmoty. Ludzie na Ziemi odbierali boską niedyspozycję w postaci tornad, tajfunów i cyklonów. Meteorolodzy zachodzili w głowę, skąd się one wzięły, gdyż nic ich nie zapowiadało. Oczywiście zwalono te zwirowania w przyrodzie na efekt cieplarniany. Ponieważ pobyt w łazience się przedłużał, przez zamknięte drzwi Zeus zażądał, by dostarczono mu jego komputer osobisty. Siedział teraz zmagając się z kolejnymi skurczami jelit, studiując aktualną sytuację na Ziemi poprzez aplikację Google Earth. Jednak nie dane mu było zaznać spokoju w tym miejscu odosobnienia.
- Tato, tato, długo będziesz jeszcze tam siedział? – zastukała do drzwi Atena.
- Córeczko moja. Masz przecież do dyspozycji jeszcze 100 innych łazienek w tym pałacu – wystękał, starając się przetrzymać kolejny skurcz jelit.
- Nie o to chodzi. Tato, wuj Posejdon znowu pastwi się nad Odyseuszem! Najpierw nasłał na niego syreny, a kiedy udało mi się go uratować, uwięził go na wyspie bogini Kalipso. Proszę, uwolnij go!
Zeus stęknął.
- Tatooo!!!
- Tak… uwolnię go – jęknął. – A ciebie, proszę…
- Wszystko, co sobie życzysz, tato.
- Idź sobie!
- Już idę, ale, uwolnisz go?
- Taak!!! – okrzyk ten był powiązany z kolejnym skurczem, kolejną falą do muszli klozetowej i kolejnymi wyładowaniami atmosferycznymi na Ziemi.
- Dobrze, zatem idę, ustępując miejsca Hermesowi, bo też ma do ciebie sprawę.
Zeus jęknął żałośnie.
- Tato – przez drzwi wygódki dał się słyszeć głos boga złodziei.
- Synu, byle prędko.
- Ja zawsze prędko. To moja dewiza.
- Synuuu!!!
- Przynoszę wieści od twoich braci…
- A ci czemu nie zadzwonią, zamiast ganiać cię na posyłki?
- Dzwonili, ale od dłuższego czasu nie mogli się z tobą połączyć i są już wkurzeni tłumaczeniami Hery, że jesteś w łazience.
- No bo jestem.
- Wujek Hades ma prośbę, żebyś przestał zabijać tylu niepoczciwców i wziął się za poczciwców…
- Przecież to nie ja ich zabijam, sami się mordują w tych wszystkich wojnach i zamachach terrorystycznych!... A mój drugi brat, co on wymyślił?
- Wujek Posejdon prosi cię, żebyś nie pomagał Atenie w pomaganiu Odyseuszowi.
- O masz ci los! – jęknął Zeus. – Właśnie obiecałem jej pomoc. Mój brat podobno uwięził go na Ogygi.
- To, trzeba to tak zorganizować… - w tym momencie słowa Hermesa zostały zagłuszone potężnym wystrzałem z jelit szefa Olimpu.
- Jak zorganizować? Powtórz synku, bo coś zagłuszyło.
- Nie coś, tylko twoje wiatry, tato – uczynnie podpowiedział Hermes. – Chodziło mi o to, że trzeba to tak zorganizować, że niby uwolnisz Odyseusza, ale zaraz go znowu gdzieś uwięzisz.
- Dobrze, synku, pomyślę nad tym, mam tu sporo czasu.
- Niekoniecznie, bo w kolejce czeka już Artemida.
- Nieee! – znowu zza drzwi Zeusowej łazienki dała się słyszeć fala tsunami. – Hermesie!
- Tak, tato?
- Powiedz służbie, żeby dostarczyła nową porcję papieru toaletowego… tego z balsamem.
- Już lecę i ustępuje miejsca siostrze.
- Czego chcesz córeczko? Tylko proszę, szybko… – jęknął Zeus, bardzo już zmęczony dolegliwościami gastrycznymi.
Artemida wzięła sobie słowa ojca do serca i zaczęła mówić z prędkością karabinu maszynowego.
- Tato, znowu jakiś myśliwy zdybał mnie, gdy wraz z koleżankami – łowczyniami - nago kąpałam się w jeziorze. Jak ja mam być czystą i niewinną, kiedy ciągle ktoś mnie podgląda, a potem gania po lesie w celach konsumpcyjnych?
- Dziecko, zacznij zamieniać tych podglądaczy w zwierzynę łowną. Ich koledzy zaraz ich odstrzelą i zdejmą ci kłopot z głowy. A teraz, idź, daj tacie spokój w tej chwili… skupienia.
- Dobrze, ale Apollo też ma prośbę.
- DOOOŚĆ!!!
Niebo nad Olimpem zasnuły chmury i rozpoczęła się straszliwa burza.
- Już, dobrze, nie denerwuj się tato, powiem, żeby poczekał.
Nastała cisza. Nikt nic nie chciał. Zeus powrócił do studiowania Google Earth. Burza nad Olimpem ustała. Nagle dało się słyszeć ciche pukanie do drzwi łazienki.
- Mam nadzieję, że to papier… z balsamem.
- Nie, mój drogi małżonku, to ja Hera.
- Kobieto, nie widzisz, że cierpię?!
- Widzieć, nie widzę, ale niestety czuję. Niemiły zapaszek roznosi się już po całym domu.
- Przynieś lepiej papieru… koniecznie z balsamem. Czuję, że się obtarłem.
- I bardzo dobrze – zza drzwi dobiegł Zeusa złowieszczy śmiech.
- To twoja wina! Czym ty mnie karmisz?
- Nie, mój drogi, to TWOJA wina! Trzeba było nie uganiać się za kolejną nimfetką. Tę ostatnią randkę nie ze mną, zapamiętasz sobie na długo.