Impreza na Olimpie.
Imieniny pana Olimpu oznaczały wielkie wydarzenie towarzyskie w sferach olimpijskich. Za ich organizację odpowiadała Hera. Żona Zeusa dbała o wystrój pałacowych ogrodów, co roku siląc się na oryginalne pomysły. Dionizos organizował napitki, a Demeter katering. W domostwie Zeusa stawiali się wszyscy bogowie. Na ten dzień opuszczali swoje królestwa obaj bracia pana Olimpu, którzy przybywali na imieninowe party w towarzystwie swoich boskich małżonek. Dystyngowany przepych, oto czym charakteryzowały się imprezy u Zeusa. Była to już tradycja. Jednak w tym roku miała się zmienić. Obrażona na swojego małżonka Hera szykowała niespodziankę.
Wszystko rozpoczęło się niewinnie. Wystrojeni w odświętne szaty bogowie przekraczali próg pałacu Zeusa, witani przez pana domu i jego małżonkę. Następnie zwyczajowo kierowali się do ogrodu. I tu czekała ich pierwsza niespodzianka. Zamiast suto zastawionych stołów, złotych fontann, z których lał się nektar i krzątających się wokół puttów i amorków było… No, właśnie, nic nie było. Pusty ogród, nawet bez miejsc do siedzenia. Bogowie stali więc w tych swoich wspaniałych szatach zbici w gromadkę, niepewnie rozglądając się dookoła.
- Może to jakaś magia i po prostu nie widzimy tych stołów i krzeseł – podsunęła niepewnie Afrodyta. – Przyjdzie Hera, pstryknie palcami i wszystko się pojawi.
- Znając moją matkę, to coś kombinuje – mruknął Hefajstos, tłumiąc ziewanie.
W tym momencie do ogrodu wkroczyli ostatni goście, a za nimi gospodarze.
- Moi drodzy, widzę, że czujecie się zaskoczeni – zaczęła uroczyście Hera.
- No, tak jakby – mruknął Hades, który nie przepadał za tego typu imprezami i odwiedzinami u brata na Olimpie.
- I o to chodziło – klasnęła w dłonie żona pana Olimpu. – Postanowiłam was zaskoczyć. Nasza dzisiejsza uroczystość będzie stworzona na podobieństwo spotkań towarzyskich organizowanych wśród naszych podopiecznych na Ziemi, konkretnie z krainy, którą nazywają Polska.
- Czy mam rozumieć, że ci z tej Polski, to nic nie jedzą i nie piją? – Hades był już zirytowany. – Moja droga, daj chociaż usiąść, bo nogi cierpną.
- Już się robi – i Hera pstryknęła palcami.
W pięknym Zeusowym ogrodzie pojawiły się plastikowe krzesełka ogrodowe i chybotliwe leżaczki obleczone brudnym materiałem w paski lub kwiatki.
Hades usiadł na jednym z leżaków, który wydał wielce zawstydzający dźwięk prującego się materiału. Bóg podziemi zamarł.
- Ja chyba postoję – stwierdziła Afrodyta.
- A ja sobie klapnę. Cały dzień sterczę w kuźni w trudzie i znoju, więc nie obawiam się zabrudzić – mówiąc to, Hefajstos zasiadł na plastikowym krzesełku, które lekko się gibnęło.
- Macie już miejsca, więc teraz pora zadbać o jedzenie i napoje – Hera pstryknęła w palce.
Przed oczami gości ukazały się dziwne metalowe urządzenia, większe i mniejsze, niektóre na kółkach, inne na nóżkach.
- A cóż to takiego? – wyrwało się Atenie.
- Grill – spokojnie odpowiedziała Hera.
- Co?
Hades odkrył jedną z pokrywek. Na rusztach leżały kawałki mało apetycznie wyglądających członków.
- To mięso!- krzyknęła Afrodyta ze wstrętem. – Przecież ja jestem wegetarianką!
- Oj, to chyba sobie dziś nie pojesz, bo Polacy wegetarianami nie są – stwierdziła radośnie Hera. - Zresztą bogini miłości musi dbać o linię, a to dieta wysokokaloryczna, więc nic nie tracisz.
- To zwierzyna, czy ludzina? – spytał rzeczowo Hades.
- Głównie są to fragmenty krów.
- O, to spoko… ale, mam to tak jeść na surowo?
- Nie, mięso się piecze na tych rożnach. Oni mówią na to „grillowanie”.
- Jasne, niech ktoś da ogień… Prometeusz, masz coś w zanadrzu? – zaśmiał się Hades.
- Nic się nie martwcie, zaraz będzie ogień i obsługa – Hera pstryknęła w palce.
Przy każdym z urządzeń pojawił się demon w gustownym fartuszku ze szczypcami lub łopatką w łapie. Następnie każdy z potworów donośnie beknął, wyrzucając z siebie snopy iskier i po chwili węgielki w grillach zaczęły się palić.
- Moja droga bratowo, dlaczego rządzisz się moim personelem? Wiesz, że mam braki kadrowe. Kto teraz Tartaru pilnuje? – zdenerwował się bóg podziemi.
- Mój drogi, nic nie poradzę, że służba w niebie nie zna się na ogniu. Może ten twój Tartar się nie zawali przez te kilka godzin…
Hades zgrzytnął zębami.
- Dionizos, daj wina. Od razu całą beczkę – krzyknął do bratanka.
- Już się robi stryjku.
- No, chociaż tego mnie nie pozbawiłaś – Hades zwrócił się do Hery.
Ta uśmiechnęła się słodko.
Pojawił się Dionizos w asyście satyrów, targających metalową beczkę. Po chwili do wielkiego naczynia zaczął lać się złocisty, pieniący płyn.
- Co to takiego? – zdenerwował się Hades. – Gdzie czerwone Olimpijskie, w którym gustuję?
- Stryjku, dziś na prośbę Hery, zamiast wina, podajemy piwo.
- Cooo?!
- Piwo… browarek.
- Ja chcę czerwone Olimpijskie!!! – Hades krzyknął tak, że wszystkie demony się skuliły i podjęły próbę wczołgania pod grille.
- Mój drogi, nie unoś się tak. Trzeba poszerzać horyzonty. Piwo jest doskonałe na upał, a u ciebie w tym Hadesie zawsze tak gorąco… - wtrąciła się Hera.
- Bracie, czemu pozwalasz, żeby twoja żona mnie obrażała! Czemu się nie odzywasz! – Hades ryknął do Zeusa, który cały czas milczał, stojąc z boku.
- Bracie, moja wspaniała żona postanowiła wyjść poza normy i konwenanse, więc spróbujmy to docenić i mimo wszystko się dobrze bawić – Zeus odpowiedział drewnianym głosem.
- Hadi, nie denerwuj się. Asklepios mówił ci, że masz za wysokie ciśnienie – Persefona próbowała uspokoić męża, głaszcząc go po ręce.
- Bratowo, zjem tę krowę, ale na czym? – wtrącił się do rozmowy Posejdon.
- Mój drogi szwagrze, zadbałam również i o to – Hera pstryknęła palcami.
W ręce władcy mórz pojawiła się mała, papierowa tacka. Posejdon przyglądał się jej w osłupieniu.
- Polacy używają plastikowych talerzyków, ale pamiętam, co mówiłeś o zaśmiecaniu mórz i oceanów, więc użyłam materiału biodegradowalnego.
- A czym mam jeść?
- Rękoma.
- Coo?!
- Niestety, sztućce były tylko plastikowe, więc w trosce o środowisko naturalne podjęłam decyzję o ich wyeliminowaniu.
- Rany boskie, czy tym browarem da się upić? Na trzeźwo tego nie zniosę! – jęknął Hades.
- Dasz radę stryjku… – odpowiedział Dionizos. – Znaczy upić się dasz radę, tylko trzeba wypić tego trochę więcej.
- Za jaką karę… - Hades złapał się za głowę.
- Moi drodzy, nasza uroczystość nie byłaby kompletna bez odpowiedniej oprawy muzycznej – krzyknęła Hera.
- O tak, proszę coś kojącego – wtrącił się Apollo. - Moje muzy się tym zajmą. One wiedzą, co lubię… co lubimy…
- Nie fatygujmy ich, niech sobie dziewczyny odpoczną – Hera pstryknęła palcami.
Nad głowami bogów dał się słyszeć straszliwy hałas, dźwięk jakby ktoś wbijał gwoździe po czym ryknęło męskim głosem: „Mam przesyt intelektualny, chcę być zwykły i banalny. Coś prostego chcę powiedzieć Ci. Nie chcę być skomplikowany, nawiedzony, pojebany, chcę przeżywać proste stany dziś. Daj mi disco polo, Bejbe. Daj".