ZWYCZAJNI NIEZWYCZAJNI - opowieść 10

Pechowy młyn

(ze wspomnień rodzinnych podczas biesiady na wiejskim podwórzu z widokiem na opisywany młyn)

Miejsce: Zadybie Stare (województwo lubelskie), lata 1938 – 1990.

 

   W 1938 roku trzej bracia wybudowali młyn. W tamtym okresie był to jeden z najnowocześniejszych młynów w Polsce. Był napędzany silnikiem Diesla. Bracia byli z niego dumni, lecz nie dane im było długo się nim cieszyć. W roku 1939 wybuchła wojna i młyn został zajęty przez Niemców. Jeden z braci – Bolesław, nie chcąc pracować na rzecz okupantów, w dodatku w swoim własnym młynie, dokonałsabotażu. Wymontowałkilka drobnych części z silnika. Za ten postępek został zesłany do obozu pracy, który mieścił się na południu Polski, w Sandomierzu. Gdyby cała sprawa wydarzyła się rok później, za swój uczynek Bolesław zostałby wysłany do Oświęcimia, skąd mało kto wrócił. 

Po kilku miesiącach pobytu w obozie Bolesław złamał nogę ipojawiła się możliwość wykupienia go z niewoli jako niezdolnego do pracy. Jego żona Władysława, żeby zebrać odpowiednią kwotę musiała sprzedać wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość. 

     Po wojnie, w roku 1945 młyn został zwrócony w ręce prawowitych właścicieli. Gdy wydawało się, że już wszystko wróci do normy, rok później wydarzyła się tragedia. Kazimierz - syn Bolesława, nie gasząc silnika, chciał założyć pas transmisyjny. Wtedy wciągnęło go koło zamachowe. Jego ciałem rzucało po całym młynie. Gdy Bolesław wyłączył silnik, ciało jego syna było zmasakrowane. Kazimierz skonał na wozie, gdy wieziono go do najbliższego szpitala. Ślady krwi Kazimierza, mimo wielokrotnego zamalowywania, są widoczne na ścianach budynku do dzisiejszego dnia. Młyn najpierw nieomal doprowadził do śmierci Bolesława, potem odebrał mu jedynego syna.

   W 1948 roku w Polsce panował ustrój socjalistyczny, więc młyn został znacjonalizowany. Bolesław, ze względu na swoją wiedzę i doświadczenie, został jego kierownikiem. By wyżywić rodzinę, ukradkiem wynosił mąkę w kieszeniach swoich spodni. Z tej mąki Władysława piekła później chleb. 

    W roku 1956 młynzostał zwrócony Bolesławowi. Zmieniła się jednak sytuacja na wsi. W tych czasach utworzono spółdzielnie gminne (GS – znane też jako Samopomoc Chłopska), które skupywały produkty rolne. W sąsiedniej wsi powstała piekarnia i ludzie przestali piec chleb w domach. MłynBolesława mielił zbożegłównie na śrutę dla zwierząt gospodarskich. Ruch w interesie był tylko po żniwach.Może udawałoby się łączyć koniec z końcem, gdyby nie podatki. Podatek naliczał inspektor z urzędu skarbowego, który przyjeżdżał bezpośrednio po żniwach. Wtedy pod młynem stało ze 30 – 40 furmanek, na każdej około 150-200 kg ziarna do przemielenia. Inspektor, widząc taki ruch w interesie, prowadził prostą kalkulację: 320 dni roboczych razy kilka ton zboża, które widział na furmankach. Poza okresem żniw, ruchu w interesie nie było. Tymczasem Bolesław miał ciągle naliczane domiary (podatek). Pokazywał inspektorowi stan licznika (po tragicznej śmierci syna, Bolesław zamienił Diesla nasilnik elektryczny) na dowód, że nie ma zużyciaprądu, więc nie może przerabiać 6 ton w miesiącu, kiedy licznik wskazuje, że zużytej energii było znacznie mniej. Te argumenty oczywiście władzy ludowej nie przekonywały, w związku z tym młyn był coraz bardziej zadłużony. W końcu władza ludowa skonfiskowała go za długi. Wtedy młyn przestał pracować. Ostatecznie znalazł się chętny (GS) na jego zakup. Bolesław już tego nie dożył. Jego żona Władysławazaczęła starać się o umorzenie długu. 

     Dług został w końcu umorzony, w stanie wojennym, co umożliwiłosfinalizowanie transakcji sprzedaży młyna. Został kupiony za równowartość czterech czarno-białych telewizorów. GS mielił w nim cukier, który przychodził z Republiki Kuby – naszego wielkiego przyjaciela w tamtych czasach. Taki stan rzeczy potrwał 3 lata, to jest do czasu, gdy przyjaźń z państwemkubańskim się zakończyła, a cukier przestał płynąć do naszego kraju. Produkcja w młynie znowu stanęła. W końcu od GS młyn odkupił prywatny właściciel, ratując go od ruiny i zapomnienia.