ZWYCZAJNI NIEZWYCZAJNI - opowieść 9

Hotel, który nie mógł dobudzić się ze snu zimowego

(opowieść Magdy)

   Zaplanowałyśmy z siostrą odpoczynek w Tunezji. Wyjazd zapowiadał się ciekawie. Wszystko załatwione: porządny hotel, porządne biuro podróży, kraj nastawiony na turystów. Hotel, zgodnie z katalogiem 5-gwiazdkowy, faktycznie sprawiał wrażenie imponującego, a zdjęcia z oferty odpowiadały rzeczywistości. Tylko, że szkopuł tkwił w szczegółach. Maj – to miesiąc, w którym Tunezyjczycy budzą się ze snu zimowego. Z hotelami jest podobnie. 

   Pokój wyglądał sympatycznie, w sam raz, żeby miło spędzić czas. Pierwszą rzeczą, jaką człowiek testuje po podróży jest toaleta i tu czekała mnie pierwsza niespodzianka. Przy „dziewiczym” użyciu, popsuła się spłuczka w toalecie. Zgłoszenie tego faktu na recepcji nic nie dało, a nasza łazienka szykowała już kolejną atrakcję…  O godzinie 5.00 rano, pierwszego dnia pobytu obudziła nas kapiąca woda. Okazało się że kran przy umywalce przecieka. Zebrało się już tyle wody, że groziło wylaniem na podłogę w łazience. Natychmiast wykonałam telefon na recepcję, żeby zgłosić kolejną awarię. Usterka została przyjęta i oczywiście nikt się nie pojawił, żeby ją usunąć. Na szczęście moja siostra należy do tego unikatowego typu kobiet, które radzą sobie z rzeczami technicznymi. Zabrała się do roboty i już po pół godzinie zatamowała przeciek. Pozostało pozbycie się wody przepełniającej umywalkę. Załatwiłyśmy to kubkami do zębów, bo niczym innym nie dysponowałyśmy. Po ogarnięciu sytuacji w łazience, nie było już mowy o śnie. Byłyśmy bardzo zmęczone i niewyspane, bo noc poprzedzająca ten uroczy poranek też obfitowała w atrakcje. Kiedy smacznie spałyśmy, nagle ktoś zaczął walić do drzwi naszego pokoju. Zaspana wyjrzałam. Na korytarzu stał jakiś rozrywkowy tubylec, który zaczął rezolutnie komunikować się ze mną w języku francuskim. Po angielsku powiedziałam mu, że nie rozumiem nic z jego przemowy i zatrzasnęłam drzwi. To jednak nie był koniec przygód. Upiorny pokój postanowił dać nam popalić. Włączając lampkę, by nie wybić sobie zębów w drodze do drzwi, spowodowałam spięcie instalacji i wywaliło korki. W efekcie straciłyśmy prąd. Bez prądu, za to z nadmiarem wody w zlewie, zaczął się nasz pierwszy dzień pobytu w turystycznym raju. Dopiero po śniadaniu udało się dorwać rezydentkę. Gdy ta zainterweniowała w zdecydowany sposób na recepcji, jakaś tajemnicza siła sprawiła, że wszystkie awarie w pokoju zostały naprawione. 

   Przyznam, że jak na hotel 5-gwiazdkowy, to jedzenie było monotonne, a każdy posiłek nie różnił się specjalnie od innych. Podczas obiadu i kolacji napoje podawali kelnerzy, których niewyjaśniona siła odpychała od stolików, zajmowanych przez polskich turystów. W efekcie wiele posiłków zjadłam bez popicia ich czymkolwiek. Po nawiązaniu relacji z innymi Polakami przebywającymi w hotelu, okazało się, iż ich również nękały awarie prądu, pryszniców i spłuczek. Wychodzi więc na to, że to nie my miałyśmy pecha, tylko z hotelem było coś nie tak. Może jeszcze kiedyś wrócę do tego kraju, ale tym razem wybiorę hotel, który sen zimowy ma już za sobą.