SATYRA - epizod 20

Goście jadą część 1

    Stało się! Prezes Dobrozmiański musi się spotkać z kontrahentami. Bardzo ważny potencjalny klient z Anglii zapowiedział swój przyjazd w przyszłym tygodniu. Spotkania w celu negocjacji kontraktu i przedstawienia oferty produktowej to typowe obowiązki reprezentacyjne prezesa firmy „X”. Tak dawiej bywało. Jednak obecny szef firmy nie jest kontaktowy i nie posługuje się żadnym obcym językiem. Nic więc dziwnego, iż wiadomość o przyjeździe Anglików wita z niemałym popłochem. Planuje nagłą chorobę, niespodziewany wyjazd służbowy w teren i wystawienie w zastępstwie Czerskiego. Jednak Misiak mu to odradza. Po co niepotrzebnie umacniać pozycję szefa sprzedaży. Do przyjazdu Anglików jest jeszcze tydzień. Sporo czasu. Są przecież fachowcami, nie z takimi problemami dawali już sobie radę. 

     U Dobrozmiańskiego trwa narada, w której, poza prezesem,  udział biorą: Czerski, Szmatecka, Stupińska, Misiak i asystentka prezesa – pani Joanna. 

Czerski, z ukrywaną satysfakcją, objaśnia praktykę wynikającą z dotychczasowych doświadczeń w kwestii wizyt klientów. Dobrozmiański jest spanikowany i źle przyswaja informacje.

Czerski przechodzi do konkretów:

- Musi być agenda…

- Jakiego agenta znowu potrzeba? – zdenerwował się Dobrozmiański. – Ma szpiegować ruchy nieprzyjaciół?!

- Po pierwsze, w miejsce słowa „nieprzyjaciel” lepiej pasuje „klient”, czyli dawca pieniędzy, a po drugie, to miałem na myśli harmonogram spotkania – wyjaśnia Czerski, a jego słowa ociekają złośliwością. – Trzeba przygotować punkt po punkcie, co będzie z tymi Anglikami robione, przetłumaczyć na angielski i im wysłać.

- Dobrze, zajmie się tym propagandowa dyrektor – zarządził Dobrozmiański.

Stupińska zbladła.

- A co oni mają robić? – zapytała nad wyraz inteligentnie.

- Przede wszystkim muszą dotrzeć. Trzeba się z nimi skontaktować na podany przez nich telefon i zapytać, którym samolotem przylatują – wyjaśnił niewzruszony Czerski.

- To pani Joanna niech się skontaktuje, bo ja mówię po angielsku, ale z rozumieniem mam problem – szybko delegowała sprawę Stupińska.

- Pani Joanno, pani się skontaktuje – mruknął Dobrozmiański do asystentki.

- Oczywiście, panie prezesie – pani Joanna, jak zawsze, była profesjonalna.

- Od razu niech pani ustali, czy w ich delegacji będzie ktoś na specjalnej diecie – wtrąciła się, milcząca do tej pory, Szmatecka.

- A po co nam takie szczegóły? Może od razu zapytajmy o ich preferencje seksualne? – Misiak postanowił błysnąć dowcipem.

- W trakcie wizyty, trzeba ich zaprosić na obiad i zamówić catering na spotkania, a wśród członków delegacji może być ktoś na diecie, np. wegetariańskiej, bezglutenowej itp. Po to jest mi potrzebna ta wiedza. Nie wnikam, po co tobie informacje na temat ich preferencji seksualnych.

Zanim czerwony na twarzy Misiak odpowiedział, włączył się Dobrozmiański:

- Rany, nie miałem pojęcia, że to tyle zachodu z taką wizytą jest. Muszę iść z nimi na ten obiad?

- Wypadałoby – stwierdził Czerski.

- Dobrze, ale siadam z daleka od nich. I tak nie mam o czym z nimi gadać, a poza tym w trakcie jedzenia nie lubię, kiedy ktoś mi zakłóca spokój… Dobra, co tam jeszcze trzeba wpisać do tego agenta?

- Najważniejszą rzecz: prezentację naszej firmy i czas potrzebny na negocjacje – szybko odpowiedziała Szmatecka, widząc, że Czerski już otwiera usta.

- O rany boskie, tyle zamieszania – Dobrozmiański chwycił się za głowę.

- Tak, ale ich pieniądze bardzo nam się przydadzą, zwłaszcza po ostatnim wzroście kosztów związanych z nową polityką personalną – dogryzł Czerski.

W następnym odcinku ciąg dalszy, traktujący o agendzie, nie agencie.