SATYRA - epizod 56

Podbój Ameryki część 1.

Podoba mi się, że w Ameryce najbogatsi konsumenci w zasadzie kupują te same rzeczy, co biedni. Siedzisz przed telewizorem i pijesz Coca-Colę, i wiesz, że prezydent pije colę, Liz Taylor pije colę, i myślisz sobie, że ty też możesz pić colę.” – Andy Warhol.

       Dobrozmiański pił colę. To była kolejna szklanka tego napoju. W życiu tyle nie wypił coli. Czuł, jak pracuje w jego żołądku. Nie miał jednak wyjścia. Trzeba było pić, inaczej musiałby się wypowiadać. Patrzył na amerykańskich biznesmenów siedzących naprzeciwko, szczerzących się do niego jednakowymi uśmiechami wybielonych zębów.  Podarował im magnesiki i Kolumienki Zygmunta. W zamian dostał gustownie zapakowanego iluś-letniego Burbona. Stwierdził, że z braku bigosiku mamusi, zarekwirowanego na lotnisku, jego podarunki wypadły dość blado, ale pocieszał się, że Amerykanie są bogatsi, więc mogą, a nawet powinni, dawać droższe prezenty.

     Prezes spółki paliwowej przebolał już Kossaka, zwłaszcza, kiedy dostał pokaźną butlę wiekowego Burbona. Teraz brylował opowiadając o potędze branży, którą reprezentował, ludziom, którzy byli przedstawicielami jednego z największych producentów ropy na świecie. Tłumacz ledwo nadążał za jego słowotokiem. Amerykanie siedzieli cicho, z niezmiennym uśmiechem na twarzach. Dobrozmiańskiemu przypominali figury woskowe. Nagle poczuł, że przyswojona cola domaga się wyjścia, a przy okazji wypchnięcia posiłku, który spożył na pokładzie samolotu. Nie bacząc, że zbliża się czas prezentacji jego firmy, wstał i wyszedł z sali spotkań w celu odnalezienia toalety. Krążył po korytarzu coraz bardziej zdenerwowany, nie mogąc odnaleźć miejsca ulgi. Nagle zobaczył tabliczkę „cloak room”. Rzucił się ku drzwiom oznaczonym upragnionym napisem, w pędzie rozpinając już pasek u spodni, by nie tracić czasu. Nacisnął klamkę, wpadł do środka i znalazł się w pomieszczeniu pełnym płaszczy. 

- „Co za porąbany naród, przebieralnię nazywać kloaką, ciekawe jak nazywają kuchnię” – pomyślał Dobrozmiański, ale to nie rozwiązywało jego problemu. Wyszedł z przebieralni, zapinając pasek i napotkał zdziwione spojrzenie nobliwego pana, który nie wiadomo skąd pojawił się w pustym korytarzu. Prezes spółki „X” czuł silne parcie w jelitach. Nie mógł już czekać. Rzucił się na jedyną istotę ludzką, którą napotkał w tym labiryncie marmurowych korytarzy.

- Panie, gdzie tu jest kibel?! – rzucił się na oniemiałego mężczyznę.

- Pardon? – zapytał tamten.

- Kibel, klop!

- Clop? No, I don’t clop… *

- Jak to nie macie tu kibli?! – ryknął na niego Dobrozmiański, czując jak krople potu występują mu na czoło.

- How may I help you? ** – zapytał mężczyzna, który już wyglądał na mocno wystraszonego.

- Kibel, wychodek, człowieku, ocknij się, mówię przecież wyraźnie! – krzyczał na niego Dobrozmiański.

- Sorry, I don’t understand *** – jąkał wystraszony mężczyzna.

- No, tak, wy przecież niewyedukowany naród, języków obcych nie znacie… WY – CHO – DEK.

- Deck? What deck? Are you lost? ****

- Człowieku, nie rozumiem, co ty do mnie gadasz! Jezu, jak to będzie po waszemu? Wychodek… Walking *****, czy jakoś tam. Prowadź do Walking!

- Aaa, you want to walk out ***** – ucieszył się mężczyzna, po czym zaczął ciągnąć Dobrozmiańskiego w kierunku windy.

Gdy ten połapał się w pomyłce, zaczął tupać nogami i jednoznacznie przekazywać w języku ciała, że zaraz będzie poważna awaria.

- Aaa, you are looking for a toilet ****** – domyślił się w końcu Amerykanin, po czym zaczął ciągnąć Dobrozmiańskiego w przeciwnym kierunku.

- TAAAK!!! Toilet!!! Czemu ja nie wpadłem, że to toilet jest po ichniemu?

Doszli do drzwi ze stosownym napisem.

- Here we are… this is… comfort station ******* – uśmiechnął się mężczyzna.

Próbował jeszcze coś wyjaśnić, ale Dobrozmiański nie miał czasu go słuchać. Wpadł do środka. Z ulgą dopadł do kabiny, zatrzasnął ją odruchowo i zasiadł na upragnionym miejscu.

- Tak, w tym wypadku mają rację ci Amerykańce… to jest stacja komfortu – stęknął, gdy jego jelita zaczęły wyrzucać z siebie zawartość z impetem wodospadu Niagara. 

 

*Stukać, nie, ja nie stukam.

**Jak mogę panu pomóc?

***Przepraszam, nie rozumiem.

**** Pokład (w tym przypadku: piętro) Jaki pokład? Czy pan się zgubił?

***** Chód (sportowy)

****** Aaa, chce pan wyjść na zewnątrz.

****** Aaa, szuka pan toalety.

******* Jesteśmy… to jest… wychodek/ubikacja.