SATYRA - epizod 35

Przedsiębiorca roku.

Siedzi w pierwszym rzędzie, wraz z innymi członkami zarządu. Nagle światła gasną. Rozlega się głośna muzyka wykonana na instrumentach dętych. Na scenę Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie wybiega konferansjer – znany celebryta z telewizji śniadaniowej. Światło koncentruje się na nim, a on zwinnie, lisim krokiem, sunie po scenie z mikrofonem w ręku. Za nim, na wielkim ekranie, pojawia się logo firmy. Konferansjer mówi:

- Panie, panowie, to niebywałe: wyniki tej spółki poprawiły się dwukrotnie! Sprzedaż rośnie lawinowo. Wszyscy chcą mieć wasz produkt. Jesteście dosłownie wszędzie. Dotarliście zarówno pod polską jak i rumuńską strzechę. Kontrahenci z Chin i Stanów licytują się ofertami współpracy. A ja, skromny, szary człowiek z ulicy… - śmiech na sali – mam tylko jedno pytanie… gdzie można kupić wasze akcje? – cała sala wybucha śmiechem. – A teraz poważnie: firma „X” jest na szczycie. Pokonuje swoje sukcesy… 

Na ekranie, za konferansjerem, pokazują się dane graficzne: słupki sprzedaży znacznie wyższe od ubiegłorocznych, przekraczające poziom rynku. Celebryta kontynuuje:

- Sukces ten nie byłby możliwy, gdyby nie ON. Osoba, która obudziła tę firmę. Nie bała się śmiałych decyzji, karkołomnych wyborów, niemieszczących się w głowach zwykłych zjadaczy chleba. Osoba ta wyprzedza epokę, w której żyje. Jest wybitna, choć prywatnie bardzo skromna i dzieląca się sukcesem z innymi. Kim ona jest? Myślę, że wszyscy tu zebrani to wiedzą. Może jedynie poza tą osobą… - śmiech sali – Panie, panowie, oto ON – ojciec sukcesu firmy „X” – Wacław Dobrozmiański!... Panie Prezesie, prosimy na scenę. Proszę się nie wstydzić. Niech wszyscy mają szansę pana zobaczyć.

Podnosi się ze swojego miejsca. Snop światła pada na niego, gdy idzie w kierunku sceny. Wszyscy zebrani wstają i biją brawo. Cała sala huczy od owacji, niczym po występie Teatru Bolszoj. Na scenę sypią się kwiaty jak dla najlepszej primadonny. Niektóre kobiety krzyczą w zapamiętaniu jego imię, po czym zemdlone padają na podłogę jak na koncercie Beatlesów. Wreszcie staje na scenie, obok konferansjera. Dostaje mikrofon.

- Witajcie, moi mili. Jestem wzruszony. Nie spodziewałem się tak ciepłego  przyjęcia…

- Wacek, jesteś najlepszy! – krzyknął jakiś męski głos z sali. W odpowiedzi wszyscy znów zaczęli bić brawo.

Dobrozmiańskiemu wzruszenie ścisnęło gardło.

- Dziękuję wam, dziękuję – wyksztusił.

- To my dziękujemy! – zagrzmiał ktoś z sali, po czym cała widownia zaczęła skandować:

- Dziękujemy! Dziękujemy!

- Panie Wacławie, wierna załoga przygotowała dla pana prezent – konferansjerowi, dzięki nagłośnieniu, udało się przebić przez tłum. – Uwaga, uwaga… – dały się słyszeć pełne napięcia werble – zapraszamy na scenę gościa specjalnego, który wręczy Prezesowi prezent.

Snop światła wędruje za kulisę, po czym w jego blasku pojawia się Prezydent kraju dzierżący w rękach kryształową statuetkę. Sala wiwatuje. Prezydent wręcza statuetkę Dobrozmiańskiemu ze słowami:

- Panie Prezesie, chciałbym wręczyć panu nagrodę dla najlepszego polskiego przedsiębiorcy. Gdyby szefowie innych polskich firm brali z pana przykład, kraj nasz zdominowałby Chiny i Stany, a my – mieszkańcy - bylibyśmy bogatsi od szejków arabskich. Ja, ze swojej strony, jako kierownik trochę większej „firmy”, zapewniam, że będę brał z pana przykład.

Wszyscy zebrani znów podrywają się z miejsc, bijąc brawo i skandując jego imię. Nagle na Sali Moniuszki Teatru Wielkiego głośno rozbrzmiewa skoczna muzyczka utworu „Mambo No. 5”: 

- „Ladies and gentlemen this is Mambo No. 5!"… 

- Co się dzieje? 

- „One, two, three, four, five”… - krzyczy wykonawca nie zważając na szanowną osobę Prezydenta i wiwatujące tłumy. 

- Co się dzieje?! Wyłączcie tę przeklętą muzykę!... Zaraz, ja znam tę muzykę…

Dobrozmiański otwiera oczy i widzi sufit swojej sypialni. Sięga do telefonu, który na pobudkę wygrywa „Mambo No. 5”.

- To sen. To tylko sen, ale, Boże, jaki piękny – prezes wzdycha i już wie, że tego dnia nie będzie miał dobrego humoru.

W kolejnym odcinku – spotkanie wyższej kadry firmy „X”.